Beato, to całkiem prawdopodobne, dziesięć lat to szmat czasu dla kraju tak intensywnie rozwijającego się, ciekawi mnie jakie są te różnice, które zauważasz. Dokładnego składu kremu nie mogę Ci podać, bo wszystko jest napisane robaczkami, może znajdziesz go na stronie Kanebo?
Agnieszko M., there’s always room for improvement! *^v^*
Jadziu, stopy trochę odpoczęły, ale wciąż mnie bolą, choć jest szansa, że jutro znowu zostaniemy w pensjonacie, bo zapowiadają tajfun a wtedy silny wiatr nie pozwoli nam na zwiedzanie.
Zulko, chyba nie uda nam się trafić do herbaciarni na ceremonię parzenia herbaty, to nie takie proste, żeby wejść z ulicy i ktoś to dla nas zorganizuje.
Maroccanmint, jest taki obrazek pokazujący różne sposoby wiązania furoshiki, może go znasz. A kimona rzeczywiście miały przepiękne, bardzo lubię japońską estetykę łączenia wzorów i kolorów, przeważnie razi ona europejskie gusta jako zbyt krzykliwa i niepasująca jeden element stroju do drugiego, natomiast ja widzę w tym harmonię. A co do kotów, to w Japonii koty uliczne są inne niż w Polsce – są bardziej pewne swego, niczego się nie boją i nie uciekają, jak nasze. Zdjęcia sobie zapisuj i oglądaj! ~^^~
Mario z Wr., poszukałam porównania rocznych średnich zarobków w Japonii i Polsce, i wyniki są następujące: w Japonii kształtują się one od ok. 97 tys. złotych w Kioto do ok. 200 tys. w Tokio. Dla dopełnienia obrazu w Polsce jest następująco: od ok. 46 tys. złotych w Katowicach do ok. 67 tys. w Warszawie. Czyli Japończycy średnio zarabiają od Polaków do trzech razy więcej (mówimy o przeciętnych zarobkach największej części populacji, czyli właśnie takich gospodarstw domowych, które kupują to mięso i warzywa w sklepach na co dzień).
***
Ponieważ Robert wciąż pisze swoje sprawozdanie ze swojej samotnej wycieczki do jeziora Biwa (bardzo profesjonalne!) to ja tak na szybko z relacją z dzisiejszego dnia. ~^^~
Szybkie śniadanie zakupione przed sklepem spożywczym obok naszego ryokana – ebi gyoza, czyli pierożki z krewetkami, i wesoły pan sprzedawca. Przed naszym sklepem codziennie jest inne jedzenie na ciepło, w tygodniu były już m.in. takoyaki i yakitori.
Dzisiaj nadszedł dzień, dla którego przyjechałam do Kioto – wizyta w Tenshi no Sato, czyli głównej siedzibie lalkowej firmy Volks, pierwszego producenta współczesnych żywicznych ABJD. Wstęp jest bezpłatny, ale najpierw trzeba było zarezerwować termin wizyty, to taki element tworzenia atmosfery ekskluzywności tego miejsca. ~^^~
Tenshi no Sato, czyli Gniazdo Aniołów z zewnątrz wygląda jak bunkier sekty religijnej. *^v^*
A tuż za bramą wejściową jest miejsce jak przed świątynią buddyjską, gdzie symbolicznie obmywa się dłonie i twarz przed wejściem do świątyni.
(Przy okazji, informacja praktyczna, której Volks nigdzie nie podaje – jeśli przyjedziesz tutaj autobusem, to należy wysiąść na przystanku Saga Arashiyama eki-mae, Sato znajduje się tuż obok przystanku, po tej samej stronie ulicy.)
Główny budynek jest otoczony pięknym ogrodem, w którym można robić zdjęcia swoim lalkom (nikt dzisiaj nie robił zdjęć na zewnątrz, bo padało), zaraz go pokażę, ale najpierw kilka zdjęć ze środka.
Na recepcji podaliśmy numer naszej rezerwacji, pani zapisała nasze nazwiska (nie wiem, po co?), dała nam mapki budynku i opisała, co gdzie się znajduje i w których miejscach wolno robić zdjęcia. Zaczęliśmy od pierwszego piętra, na którym na wejściu przywitała nas diorama z figurą Maryi z lalkami yo tenshi, czyli aniołkami (typ lalki, która jest bezpłciowa). Niektórym może się to wydać obrazoburcze, ale Japończycy bardzo lubią symbolikę Maryi i odnoszą się do niej z szacunkiem, co nie przeszkadza im umieszczać jej wizerunku np.: w anime lub właśnie w takich dioramach.
Na tym samym piętrze jest spora część z mebelkami i stojakami, gdzie można robić zdjęcia własnym lalkom przyniesionym do Sato. Jak widać, panowie stanowili duży procent kolekcjonerów. Za recepcją było małe pomieszczenie, w którym ludzie zostawiali lalkowe walizeczki (w którym przynieśli lalki) i wkładali dolfy do koszyczków, żeby je wygodnie nosić po budynku. Pomyślcie, meet lalkowy w Sato, wow! *^v^*
I najważniejsza część Volksa (no photos) – stanowiska do zamawiania lalek w systemie FCS, czyli siadamy przed formularzem i wybieramy: główkę, ciałko, rodzaje rączek i stóp, perukę, oczy, makijaż. Niestety, w ten sposób można zamówić lalkę tylko na adres w Japonii, ale są osoby na lalkowym forum, które za drobną prowizję zamawiają lalki i wysyłają za granicę. Natomiast niektóre główki albo kolor żywicy jest dostępny tylko w FCSie w Sato (kolejny element tworzenia ekskluzywności produktu, ale w końcu o to w tym chodzi ~^^~).
Następnie pojechaliśmy na czwarte piętro, skąd rozciągał się widok na Kioto, stały tam stoły i krzesełka, można było usiąść i na spokojnie przebierać lalki, robić im zdjęcia w koszach z kwiatami, itp. Po wyjściu z windy powitała nas Yugiri w gablotce. ~^^~ Cały czas na wszystkich piętrach towarzyszyła nam muzyka skrzypcowa i było bardzo podniośle i uroczyście.
Trzecie i drugie piętro to stała wystawa lalek firmy Volks – historia modeli wypuszczanych od 1999 roku, lalki limitowane, niestety nie wolno tam robić zdjęć. A na parterze znajduje się sklep, w którym można kupić wszystko, co lalkom potrzebne – peruki, oczy, ubrania, także same lalki, choć wybór wszystkiego jest bardzo ograniczony. Sklep na Akihabarze czy na Harajuku były moim zdaniem lepiej zaopatrzone, a to tutaj jest siedziba główna i tu powinien być ogromy wybór, hm… Zakochałam się w jednej lalce, ale niestety nie była dostępna w wersji dziewczynki, jedynie jako chłopiec, a nie mogłam kupić samej główki, ech… Za to Kasia kupiła lalkę, którą miała nadzieję tutaj właśnie upolować! ~^^~
Po obejrzeniu wszystkich pięknych lalek poszliśmy jeszcze do ogrodu, który jest bardzo ładnie zaaranżowany, w sam raz na tło dla lalek, Kasia nawet planowała sfotografować swoją nowo zakupioną Yugiri, ale zaczęło mocno padać i nie było sensu. Pozostały nam zdjęcia zieleni.
Ja, niczym Pciuch, wędruję sobie w czasie i przestrzeni, podziwiając japoński ogród. ~^^~
Jako kolekcjoner lalek chciałam i czułam się w obowiązku odwiedzić główną siedzibę Volksa i nie żałuję, że tam pojechaliśmy, bo ciekawe było zobaczyć tyle lalek tej firmy razem, w porządku chronologicznym, we wszystkich fullsetach. Natomiast jestem trochę zawiedziona ofertą handlową, na sprzedaż było tylko kilka lalek i niewiele akcesoriów. Tenshi no Sato jest może dobrym miejscem na lalkowe spotkania, gdzie można spędzić czas w przyjemnej atmosferze i zrobić lalkom piękne zdjęcia w ogrodzie lub w zaaranżowanych kącikach z mebelkami, natomiast może rozczarować kolekcjonera, który nastawia się na bogatą zawartość sklepu czy samej części wystawienniczej. Robert uważa, że źle do tego podchodzę, bo z punktu widzenia Japończyków jest to miejsce do podziwiania i napawania się atmosferą firmy Volks, taka pseudo-świątynia do zachwytów. Być może. ~^^~