Weekendowy relaks i szaleństwo zakupów

Pinupcandy, nie spotkałam takich sklepów, są tylko wachlarze papierowe i tkaninowe normalnej wielkości z japońskimi motywami.

***

Skoro mamy sobotę, to jedziemy na piknik! *^v^*

Kupujemy w sklepie “wszystko po 100 jenów” niebieską brezentową płachtę i ciastka, w konbini kupujemy alkohol i bento boxy, i ruszamy do parku Yoyogi, gdzie w weekend jest mnóstwo Japończyków, robiących sobie pikniki na świeżym powietrzu.

Normalnie wszędzie obowiązuje zakaz spożywania alkoholu ale chyba na piknikach zakaz ten nie obowiązuje. My mieliśmy kilka puszek wina śliwkowego i sake, i strasznie się z nimi kryliśmy do momentu, kiedy dookoła nas zaczęły strzelać korki od wina musującego oraz pykać kapsle od dużych butli sake i wina. ~^^~

Nie przygotowaliśmy się zbyt dokładnie do spędzania czasu na świeżym powietrzu, bo nie mieliśmy żadnych gier ruchowych, ludzie wokół nas grali w piłkę, kometkę, rzucali freezbee i piłką baseballową, skakali przez gumę, puszczali bańki mydlane, jedna pani żonglowała piłką na parasolce.  ~^^~ Japończycy uwielbiają spędzać czas w grupie.

A jeden pan przyjechał ze swoim królikiem na rowerze! *^v^*

To bardzo przyjemne, kiedy widać, że parki służą tutaj ludziom – na trawnikach rozkłada się pikniki i gra w piłkę, i wszyscy są szczęśliwi. U nas parki służą do oglądania z betonowego chodnika i niedeptania trawników, nuuuudaaaaa….

Kojarzycie taką scenę z anime – ludzie czekają na przejście przez tory w mieście, bo właśnie jedzie pociąg? ~^^~

Do domu poszliśmy na piechotę, przez bardzo przyjemną dzielnicę domów jednorodzinnych i niewysokich bloków w Yoyogi.

Po drodze kupiliśmy w spożywczaku okropnie drogi kawałek arbuza na wieczór a tuż przy wlocie do części biurowej natrafiliśmy na showroom firmy Square Enix, producenta gier komputerowych i konsolowych, słynnego przede wszystkim z serii Final Fantasy. Można tam było kupić gry, soundtracki, figurki, biżuterię z FF.

Na koniec dnia jeszcze tylko kolacja na ciepło – curry z ryżem i wołowinką – nieostre i ostre (niewiele się różni ^^), i to już był koniec soboty.

***

A w niedzielę wybraliśmy się we dwójkę do Nakano. Jest to dzielnica tuż obok naszego hotelu (jedna stacja kolejki lub dwie stacje metra, ale przyzwyczajeni do codziennych tras po 10 kilometrów i więcej poszliśmy na piechotę). Nakano nie jest tak bardzo biurowo-rozrywkowe jak Shinjuku, chociaż sklepów i wieżowców tam nie brakuje.

Tuż przed celem naszej wycieczki – centrum handlowym tuż za stacją kolejki JR Nakano (zbliża się czas powrotu do domu, więc trzeba kupić omiyage dla rodziny i przyjaciół ~^^~), po raz pierwszy w Japonii trafiliśmy na kolejny motyw często pojawiający się w anime – rybki taiyaki! *^v^*

Jest to rybka wypiekana w specjalnej formie (w kształcie rybki ^^), ze słodkiego ciasta naleśnikowego, z nadzieniem z pasty fasolowej anko, na ciepło jest bardzo smaczna! *^v^*

Zaraz po wyjściu ze stacji naszym oczom ukazuje się zadaszona uliczka wypełniona sklepami na parterze i kilka pięter w górę.

A to tylko wstęp do Nakano Broadway, jeszcze większego na szerokość i wzwyż (i do piwnicy) centrum handlowego, gdzie buszowaliśmy pośród figurek z anime, sklepów z pamiątkami i ciuchami, jadłodajni i lalek.

Buszowałam, buszowałam i wybuszowałam sobie lalkę! *^v^*

W zasadzie nie lalkę, ale samą główkę, w okazyjnej cenie, ciałko dokupię później (to lalka w rozmiarze SD czyli 60 cm). Ta główka to Volks FCS F-05, model dostępny w bezpośredniej sprzedaży tylko do zamówienia w systemie Full Choice System w Tenshi no Sato w Kioto, a z drugiej ręki bardzo rzadko. Spodobała mi się kiedyś, jednak nie liczyłam na jej zdobycie a tu niespodzianka! ~^^~

Makijaż od razu zmyłam, bo lalka zostanie przemalowana (przeze mnie albo wyślę ją do któregoś z utalentowanych makijażystów), na razie wygląda trochę przerażająco bez oczu i peruki, ale można z niej zrobić naprawdę śliczną panienkę, na przykład taką, albo taką. ~^^~

Tego dnia dostałam też pocztą lalkę, którą zamówiłam dla koleżanki w firmie Alice in Labirynth, wysłana zwykłą pocztą w sobotę (!) przyszła do hotelu w niedzielę (!), a firma dodatkowo zatelefonowała do hotelu, żeby ich powiadomić, że będzie przesyłka dla jednego z ich gości. *^v^* Lalka jest w zestawie do samodzielniego składania więc prezentuje się tak:

Ale po złożeniu i pomalowaniu jest piękną 37 centymetrową dziewczynką, o taką. ~^^~ Przed przyjazdem do Japonii planowałam kupić taką lalkę również dla siebie, ale w międzyczasie jakoś straciłam nią zainteresowanie, więc postanowiłam spożytkować pieniądze na coś innego i trafiła mi się wymarzona główka większej lalki (zbieram prawie wyłącznie lalki 60-cio centymetrowe)! *^v^*

W Nakano udało nam się fotograficznie upolować lolitkę, buszującą w mangach. ^^

Po zakupowych szaleństwach posililiśmy się w jednym z ulicznych barów – pysznie i tanio, makaron soba z wołowiną, jajkiem w koszulce i glonami. ~^^~

A propos jajka w koszulce a raczej ugotowanego na pół twardo – takie jajka można kupić ugotowane w sklepie spożywczym, wyjmujemy z opakowania, obieramy i zajadamy! ~^^~

***

W poniedziałek, ponieważ muzea są wtedy zamknięte, kontynuowaliśmy zakupy prezentowe, tym razem na Akihabarze. W drodze na stację kolejki spotkaliśmy przenośną kociarnię – pan miał ze sobą kilka dużych i małych kotów, i nawet przenośną kuwetę! ~^^~

Na Akihabarze kelnerka z Maid Cafe zaprasza klientów do kawiarni, w której podają do stołu dziewczyny ubrane w strój pokojówki. Taka kawiarnia ma swoje zasady – płaci się za wstęp (np.: 500 jenów za godzinę pobytu) i oczekiwane jest, że jeden klient złoży co najmniej jedno zamówienie (inaczej faceci siedzieliby tam godzinami i gapili się na dziewczyny w słodkich ubrankach… *^v^*).

Komputerowy szrot, ale można coś ciekawego wygrzebać.

Byliśmy też w Asakusie, słynnej ze stoisk z tradycyjnymi słodyczami. Uwielbiam japońskie wafle ryżowe, ale niestety nie mogę ich przywieźć jako prezenty, bo są bardzo kruche i nie przetrwałyby podróży w walizkach.

Tak przy okazji, kilka słów o dużych przejściach dla pieszych w Japonii – jest tutaj dziwny system, który polega na tym, że najpierw wszyscy piesi mają czerwone światło, a samochody się poruszają, na przemian jedna ulica a potem prostopadła do niej, a następnie wszystkie samochody stoją, a ludzie idą po wszystkich przejściach równolegle, prostopadle i na skosy. Największe wrażenie robi taki widok na największym skrzyżowaniu w dzielnicy Shibuya, ale na innych to też niezła zabawa. *^v^*

Na Asakusie jedliśmy jak dotąd najlepszy posiłek w Japonii (według opinii Roberta) – zestaw smażony w tempurze (krewetka, dynia, fasolka, rybka) na ryżu, do tego zupa miso i makaron soba na zimno maczany w sosie sojowym ze szczypiorkiem i tartym imbirem. Makaron soba latem bardzo często jada się właśnie na zimno.

Ja miałam to samo, tylko bez makaronu.

Po zakupach wróciliśmy na Shinjuku metrem i okazało się, że przy wyjściu (które znajduje się w podziemiach domu handlowego Studio Alta) napotkaliśmy następny sklepik z rybkami taiyaki, tym razem były cztery smaki do wyboru: anko, budyń waniliowy, chyba kawa z karmelem i coś dziwnego, czego nie udało nam się rozpoznać. Piątą opcją była rybka z czekoladowego ciasta. ^^

Wieczorem spakowaliśmy część rzeczy (zaczyna się strategiczne planowanie, co gdzie włożyć, żeby wszystko się zmieściło… ~^^~) i zrobiliśmy ostatnie w Japonii pranie w pralni publicznej. Robert nalegał, żeby pokazać jego kolację, kupioną o 21:30 w sklepie sprzedającym zestawy bento i osobne elementy na sztuki: wybrał sobie dwa różne yakitori (szaszłyki), do tego na wagę sałatka ziemniaczana, krewetkowa z warzywami i jajko na półtwardo.

Już widzę zmartwione miny, że do końca naszego pobytu w Japonii na blogu będzie tylko o jedzeniu i zakupach… *^v^*

Niespodzianka, jutro bladym świtem (o 9 rano…) jedziemy na Odaibę! ~^^~

Tenshi no Sato

Beato, to całkiem prawdopodobne, dziesięć lat to szmat czasu dla kraju tak intensywnie rozwijającego się, ciekawi mnie jakie są te różnice, które zauważasz. Dokładnego składu kremu nie mogę Ci podać, bo wszystko jest napisane robaczkami, może znajdziesz go na stronie Kanebo?

Agnieszko M., there’s always room for improvement! *^v^*

Jadziu, stopy trochę odpoczęły, ale wciąż mnie bolą, choć jest szansa, że jutro znowu zostaniemy w pensjonacie, bo zapowiadają tajfun a wtedy silny wiatr nie pozwoli nam na zwiedzanie.

Zulko, chyba nie uda nam się trafić do herbaciarni na ceremonię parzenia herbaty, to nie takie proste, żeby wejść z ulicy i ktoś to dla nas zorganizuje.

Maroccanmint, jest taki obrazek pokazujący różne sposoby wiązania furoshiki, może go znasz. A kimona rzeczywiście miały przepiękne, bardzo lubię japońską estetykę łączenia wzorów i kolorów, przeważnie razi ona europejskie gusta jako zbyt krzykliwa i niepasująca jeden element stroju do drugiego, natomiast ja widzę w tym harmonię. A co do kotów, to w Japonii koty uliczne są inne niż w Polsce – są bardziej pewne swego, niczego się nie boją i nie uciekają, jak nasze. Zdjęcia sobie zapisuj i oglądaj! ~^^~

Mario z Wr., poszukałam porównania rocznych średnich zarobków w Japonii i Polsce, i wyniki są następujące: w Japonii kształtują się one od ok. 97 tys. złotych w Kioto do ok. 200 tys. w Tokio. Dla dopełnienia obrazu w Polsce jest następująco: od ok. 46 tys. złotych w Katowicach do ok. 67 tys. w Warszawie. Czyli Japończycy średnio zarabiają od Polaków do trzech razy więcej (mówimy o przeciętnych zarobkach największej części populacji, czyli właśnie takich gospodarstw domowych, które kupują to mięso i warzywa w sklepach na co dzień).

***

Ponieważ Robert wciąż pisze swoje sprawozdanie ze swojej samotnej wycieczki do jeziora Biwa (bardzo profesjonalne!) to ja tak  na szybko z relacją z dzisiejszego dnia. ~^^~

Szybkie śniadanie zakupione przed sklepem spożywczym obok naszego ryokana – ebi gyoza, czyli pierożki z krewetkami, i wesoły pan sprzedawca. Przed naszym sklepem codziennie jest inne jedzenie na ciepło, w tygodniu były już m.in. takoyaki i yakitori.

Dzisiaj nadszedł dzień, dla którego przyjechałam do Kioto – wizyta w Tenshi no Sato, czyli głównej siedzibie lalkowej firmy Volks, pierwszego producenta współczesnych żywicznych ABJD. Wstęp jest bezpłatny, ale najpierw trzeba było zarezerwować termin wizyty, to taki element tworzenia atmosfery ekskluzywności tego miejsca. ~^^~

Tenshi no Sato, czyli Gniazdo Aniołów z zewnątrz wygląda jak bunkier sekty religijnej. *^v^*

A tuż za bramą wejściową jest miejsce jak przed świątynią buddyjską, gdzie symbolicznie obmywa się dłonie i twarz przed wejściem do świątyni.

(Przy okazji, informacja praktyczna, której Volks nigdzie nie podaje – jeśli przyjedziesz tutaj autobusem, to należy wysiąść na przystanku Saga Arashiyama eki-mae, Sato znajduje się tuż obok przystanku, po tej samej stronie ulicy.)

Główny budynek jest otoczony pięknym ogrodem, w którym można robić zdjęcia swoim lalkom (nikt dzisiaj nie robił zdjęć na zewnątrz, bo padało), zaraz go pokażę, ale najpierw kilka zdjęć ze środka.

Na recepcji podaliśmy numer naszej rezerwacji, pani zapisała nasze nazwiska (nie wiem, po co?), dała nam mapki budynku i opisała, co gdzie się znajduje i w których miejscach wolno robić zdjęcia. Zaczęliśmy od pierwszego piętra, na którym na wejściu przywitała nas diorama z figurą Maryi z lalkami yo tenshi, czyli aniołkami (typ lalki, która jest bezpłciowa). Niektórym może się to wydać obrazoburcze, ale Japończycy bardzo lubią symbolikę Maryi i odnoszą się do niej z szacunkiem, co nie przeszkadza im umieszczać jej wizerunku np.: w anime lub właśnie w takich dioramach.

Na tym samym piętrze jest spora część z mebelkami i stojakami, gdzie można robić zdjęcia własnym lalkom przyniesionym do Sato. Jak widać, panowie stanowili duży procent kolekcjonerów. Za recepcją było małe pomieszczenie, w którym ludzie zostawiali lalkowe walizeczki (w którym przynieśli lalki) i wkładali dolfy do koszyczków, żeby je wygodnie nosić po budynku. Pomyślcie, meet lalkowy w Sato, wow! *^v^*

I najważniejsza część Volksa (no photos) – stanowiska do zamawiania lalek w systemie FCS, czyli siadamy przed formularzem i wybieramy: główkę, ciałko, rodzaje rączek i stóp, perukę, oczy, makijaż. Niestety, w ten sposób można zamówić lalkę tylko na adres w Japonii, ale są osoby na lalkowym forum, które za drobną prowizję zamawiają lalki i wysyłają za granicę. Natomiast niektóre główki albo kolor żywicy jest dostępny tylko w FCSie w Sato (kolejny element tworzenia ekskluzywności produktu, ale w końcu o to w tym chodzi ~^^~).

Następnie pojechaliśmy na czwarte piętro, skąd rozciągał się widok na Kioto, stały tam stoły i krzesełka, można było usiąść i na spokojnie przebierać lalki, robić im zdjęcia w koszach z kwiatami, itp. Po wyjściu z windy powitała nas Yugiri w gablotce. ~^^~ Cały czas na wszystkich piętrach towarzyszyła nam muzyka skrzypcowa i było bardzo podniośle i uroczyście.

Trzecie i drugie piętro to stała wystawa lalek firmy Volks – historia modeli wypuszczanych od 1999 roku, lalki limitowane, niestety nie wolno tam robić zdjęć. A na parterze znajduje się sklep, w którym można kupić wszystko, co lalkom potrzebne – peruki, oczy, ubrania, także same lalki, choć wybór wszystkiego jest bardzo ograniczony. Sklep na Akihabarze czy na Harajuku były moim zdaniem lepiej zaopatrzone, a to tutaj jest siedziba główna i tu powinien być ogromy wybór, hm… Zakochałam się w jednej lalce, ale niestety nie była dostępna w wersji dziewczynki, jedynie jako chłopiec, a nie mogłam kupić samej główki, ech… Za to Kasia kupiła lalkę, którą miała nadzieję tutaj właśnie upolować! ~^^~

Po obejrzeniu wszystkich pięknych lalek poszliśmy jeszcze do ogrodu, który jest bardzo ładnie zaaranżowany, w sam raz na tło dla lalek, Kasia nawet planowała sfotografować swoją nowo zakupioną Yugiri, ale zaczęło mocno padać i nie było sensu. Pozostały nam zdjęcia zieleni.

Ja, niczym Pciuch, wędruję sobie w czasie i przestrzeni, podziwiając japoński ogród. ~^^~

Jako kolekcjoner lalek chciałam i czułam się w obowiązku odwiedzić główną siedzibę Volksa i nie żałuję, że tam pojechaliśmy, bo ciekawe było zobaczyć tyle lalek tej firmy razem, w porządku chronologicznym, we wszystkich fullsetach. Natomiast jestem trochę zawiedziona ofertą handlową, na sprzedaż było tylko kilka lalek i niewiele akcesoriów. Tenshi no Sato jest może dobrym miejscem na lalkowe spotkania, gdzie można spędzić czas w przyjemnej atmosferze i zrobić lalkom piękne zdjęcia w ogrodzie lub w zaaranżowanych kącikach z mebelkami, natomiast może rozczarować kolekcjonera, który nastawia się na bogatą zawartość sklepu czy samej części wystawienniczej. Robert uważa, że źle do tego podchodzę, bo z punktu widzenia Japończyków jest to miejsce do podziwiania i napawania się atmosferą firmy Volks, taka pseudo-świątynia do zachwytów. Być może. ~^^~