Nikko – Yumoto i Chuzenji: jeziora, wodospady i płaskowyż Senjogahara

Najlepiej zacząć dzień od pożywnego śniadania! *^o^*~~~ O 7:30 takie śniadanko czekało na nas w stołówce – smażona rybka, omlet, ryba faszerowana podana na zimno, mentaiko, kiszonki, daikon i umeboshi, jajko w koszulce, natto, sałatka ziemniaczana z sałatą, cebulą i pomidorkiem, do tego obowiązkowo miseczka ryżu (można prosić o dokładki, wielki pan Japończyk siedzący obok nas prosił!) i zupa miso. Na podgrzewaczu bulgotał yudofu (湯豆腐), czyli gotowane tofu z mizuną i dymką. Na deser były owoce – kiwi i cząstka pomarańczy.

345

346

Wstaliśmy tak wcześnie, bo tego dnia czekała nas wycieczka w góry! Na szczęście obejmowała ona głównie schodzenie po bardzo wygodnych szlakach wyłożonych ścieżkami z drewna, podziwianie jezior i wodospadów i spacer po płaskowyżu. *^o^* (ja na żadne łażenie po górach się nie piszę!) Oddajmy teraz głos architektowi naszej środowej wycieczki, Robertowi. *^-^*~~~

Uwielbiam Tokio, jego wielkomiejskość i ogrom, architekturę, klimat, wszystko. Ale też raz na jakiś czas chciałbym z niego wyjść i zobaczyć co jest poza. Wyjście z Tokio jest trudne ze względu na rozmiar miasta. Żeby zobaczyć w Japonii coś poza przestrzenią zurbanizowaną 3 lata temu postanowiłem wybrać się pieszo z Kioto (nieporównywalnie mniejsze miasto, łatwiej wyjść…) do Otsu. Wtedy cały pomysł narodził sie ad hoc ale szczęśliwie udało się nie zgubić i zaliczyć wspaniałe wrażenia. Tym razem postanowiłem jednak być przygotowanym…

Szukając możliwej do odbycia wycieczki poza miastem trafiłem na jakiegoś zapomnianego bloga kogoś, kto jakieś bodaj 5 lat temu wędrował szlakiem w okolicach Nikko. Od tego miejsca trafiłem na strony korporacji Tobu reklamujące Tobu Nikko Passes czyli kilkudniowe bilety zniżkowe na pociągi z Tokio do Nikko oraz na miejscowe autobusy. Dodatkowo takie „przepustki” oferują zniżki lub zawierają w sobie bilety na różne miejscowe atrakcje. Jakie – poczytajcie sami bo nie ma sensu przepisywać po Tobu, dość że wedle moich skrupulatnych wyliczeń uznałem, że dla nas najlepszy będzie All Nikko Pass ważny przez 4 dni (choć zdecydowaliśmy się jechać tylko na trzy). Opisaną tu wycieczkę można oczywiście przeprowadzić w ogóle bez noclegu w okolicy w ramach jednodniowego wypadu ale skoro już jechaliśmy w miejsce słynne z ryokanów z rotenburo to stracić szansę na nocleg w jednym z nich, choćby malutkim i tanim, byłoby głupio. No ale o tej części rozpisze się moja małżonka w pozostałych wpisach więc przejdźmy „do adrema”…

ALL NIKKO PASS
Ta „przepustka” jak wspomniałem ważna jest przez 4 dni, ale jej zaletą w odróżnieniu od 2 Day Nikko Pass jest to że można na niej jeździć chyba wszystkimi miejscowymi autobusami korporacji Tobu, w tym tymi do Chuzenji i Yumoto Onsen bez dopłat. Dodatkowo daje nam ona darmowe bilety do świątyń Toshogu, Rinnoji i Dutarasan (bez wejścia do Mauzoleum Taiyu). No i oczywiście pozwala nam na dojechanie bez dodatkowych opłat ze stacji Tokyo Skytree do stacji Tobu Nikko i z powrotem (raz tam, raz z powrotem pociągami Rapid i Section-Rapid – taki nasz pośpieszny, tylko szybszy i jeździ o czasie co do minuty). Przepustka jest tania, oczywiście w porównaniu do cen biletów kupowanych osobno, kosztuje 4520¥. Tylko uwaga – trzeba ją zamówić na wymienionych wyżej stronach na 4 dni przed planowaną podróżą! Do Nikko zależnie od pory dnia pojedziemy 2 lub 2.5h, bez „przepustki”  odpowiednio za 2700¥ lub 1360¥ (te tańsze pociągi wydają się jeździć bardziej rano i po południu ale generalnie jest ich dużo).

O 8:46 stawiliśmy się na przystanku autobusowym obok naszego hotelu i ruszyliśmy w trasę. Przejazd do Yumoto Onsen (湯元温泉) zajmuje 80 minut, po drodze autobus przejeżdża przez Chuzenji (中禅寺温泉). Poranek w Nikko był szary i zanosiło się na deszcz z tych co to siąpią przez cały dzień więc i nastrój nie był najlepszy. Zmęczenie poprzednich dni i śniadanie o 7:30 też dołożyło swoje więc nieomal natychmiast zasnąłem. Ocknąwszy się w połowie drogi do Chuzenji udało mi się jeszcze bardziej zmarkotnieć, bowiem tu już nie tylko na deszcz się zanosiło ale dodatkowo całą okolicę spowijała mgła o gęstości tej z Silent Hill, widoczność kilka metrów a dalej mleko. Dlatego uznałem, że obrażam się na świat bo tego już za wiele (co jeszcze się stało napiszę na końcu…) i gdy tylko autobus wjechał dalej na górskie serpentyny zasnąłem ponownie. Kierowca wywijał całym wielkim autobusem po zakrętach tak ciasnych jak tylko w tym kompaktowym kraju chyba robią. Robił to widząc dokładnie nic co nawet było zajmujące, ale jak wspomniałem sen wygrał. Dlatego gdy jakiś czas potem ocknąwszy się zobaczyłem twarz mej małżonki o kolorze o kilka tonów bledszym niż owa mgła za oknem trochę żałowałem, że przespałem najbardziej emocjonujący kawałek trasy. Małżonka rozważała zaś co jest gorsze: start samolotu w deszczową pogodę czy może jednak to co właśnie jakimś zbiegiem okoliczności jednak przeżyła… Ręki nie wyrwała mi tylko dlatego, że przy wsiadaniu okazało się, że nie możemy usiąść razem bo nie ma miejsc a wyrywać rękę obcemu Japończykowi byłoby jednak nie na miejscu. A ja przespałem nawet komunikat żeby zapiąć pasy bo będzie niebezpiecznie…

Przejazd ze stacji Tobu Nikko do Yumoto Onsen (湯元温泉): 80 min. i 1700 ¥ lub All Nikko Pass.

Będę gdzieniegdzie podawał japońskie nazwy w kanji – bardzo przydaje się mieć je zapisane bo na miejscu to już nie Tokio i na anglojęzyczne napisy wszędzie liczyć nie można.. To samo tyczy się próby przygotowania sobie trasy autobusowej zawczasu. Rozkład i cennik jest w Internecie, a jakże ale nie ma go w wersji anglojęzycznej. Na szczęście odrobina samozaparcia, żona i Google Translator wystarczyły, żeby to rozgryźć, jak się okazało trafnie. A potem na miejscu w Nikko miła pani w okienku dała nam ten sam rozkład (wersję uproszczoną ale wystarczającą) przetłumaczony i odbity na xero… No ale i tak warto się przygotować.

Wracając jednak do wycieczki okazało się, że pogoda na miejscu w Yumoto jest słoneczna i przepiękna! Góry jednak mają swoje prawa. Całkowicie spowite we mgle Chuzenji jest niby ledwie 13 km (i to drogą, w prostej linii sporo mniej), niby tylko jakieś 150 m niżej a pogoda w tych dwóch miejscach jak w dwóch różnych porach roku! Szczęśliwi że tak się ułożyło ruszyliśmy realizować nasz program.

Yumoto (湯本) dosłownie znaczy „źródło gorącej wody”. Jest to mała miejscowość wypoczynkowa nad jeziorem o tej samej (no, zbliżonej ale idea jest ta sama) nazwie: Yunoko (dosłownie „jezioro gorącej wody”). Z naszego krótkiego spaceru po Yumoto wynika, że zasadniczo są tu nieomal same ryokany (tradycyjne hotele w stylu japońskim) i hotele współczesne, zapewne wszystkie mniej lub bardziej wyposażone w onseny (łaźnie z wodą termalną) korzystające z miejscowych gorących źródeł. W szczególności w Yumoto owe gorące źródła są zasiarczone, co z jednej strony ma swoje zbawienne ponoć działanie zdrowotne a z drugiej powoduje iż nad miejscowością unosi się uporczywy odór siarkowodoru! Ale wytrzymać się da. Pospacerowaliśmy zatem po Yumoto w szczególności celując w dwa miejsca – otwarty publiczny onsenik do moczenia stóp (siarkowe wody są ponoć dobre na rozluźnienie mięśni i inne wszelkie schorzenia aparatu ruchowego więc w sam raz) i świątynię owym siarkowym źródłom poświęconą. Świątynia udostępnia publiczny onsen do maczania całego człowieka, tym bardziej chcieliśmy ją odwiedzić. Niestety okazało się, że z uwagi na awarie pompy i remont owej źródło z maczaniem stóp jest zamknięte! Potem zaś okazało się, że zamknięta (na tyle na ile da się oczywiście zamknąć) jest i świątynia a ów publiczny onsen jest albo bardzo mały i zamknięty, albo całkiem duży ale opuszczony i nieomal zawalony, albo go w ogóle nie znaleźliśmy… Generalnie całe miasteczko wyglądalo na wymarłe, ludzi widzieliśmy dwa razy z czego raz byli to kierowcy autobusów wycieczkowych na wielkim parkingu obok dworca autobusowego, wszystko od informacji turystycznej po kasy na dworcu zamknięte i tylko wejścia do niektórych hoteli czy ryokanów sugerowały, że w środku jest jakieś życie bo drzwi były otwarte. W połączeniu ze wspomnianym odorem siarkowodoru pomimo słonecznego przedpołudnia miałem ciągłe reminiscencje z Silent Hill albo może bardziej z Higurashi no Naku Koro ni… Chotto kowai… Zakupiliśmy zatem lody w automacie na dworcu (miasto może być sobie wymarłe, ale automaty w Japonii są zawsze i jestem przekonany, że w wypadku wystąpienia apokalipsy zombie też by działały i były odpowiednio utrzymywane) bo nic innego na drogę do przegryzki kupić nie szło i ruszyliśmy nad jezioro.

343

344

347

348

349

Samo jezioro również zasilane jest ze źródeł siarkowych wypływających z miejscowego siarkowego bagienka Yunodaira i ma ten sam upojny zapach który choć słabnie z odległością od źródła jest wyczuwalny jeszcze długo na trasie wycieczki. Nad jeziorem okazało się, że jednak jacyś ludzie tu są i to całkiem sporo. Wędkarze, dzieciaki ze szkolnej wycieczki, emeryci na spacerach. Znalazla się nawet kawiarenka nad wodą. Co prawda nasze marzenia o konbini i onigiri spełzły na niczym ale przynajmniej mieli Pocky i było się czym pokrzepić. Dalsza droga poprowadziła nas wzdłuż brzegu jeziora, gdzie w jednym miejscu pod drogą przeprowadzona jest rura, którą jezioro zasilane jest siarkowym warem ze wspomnianego wcześniej bagna.

350

354

Yumoto znajduje się na wysokości około 1500 m. nad poziomem morza. Wody z jeziora wylewają się wodospadem pod nazwą, jakżeby inaczej, Yudaki czyli „wodospad gorącej wody”. Do wodospadu wybraliśmy trasę wschodnim brzegiem, nieco krótszą, opisaną na tablicy informacyjnej jako bardziej słoneczną i zawierającą w ramach atrakcji wysepkę królików (Usagi Jima, ale żadnych królików nie zanotowaliśmy…). Tablica zawierała też wszelkie informacje niezbędne jak na przykład co na danej trasie kwitnie i w jakich miesiącach oraz co konkretnie ćwierka i kwacze, pełen profesjonalizm. Usagi Jima okazała się być mało widowiskowa, bo ją drzewa zasłaniały (podmokły półwysep w całości porośnięty bardzo mokrym lasem) ale szło się przyjemnie. A potem szlak zaprowadził nas do wodospadu.

351

352

353

Od szczytu wodospadu rozpoczyna się pieszy szlak turystyczny prowadzący przez bagnisty płaskowyż Senjogahara (którego nazwę regularnie przekręcam ze względu na skojarzenie z pewną nomen omen gorącą panną ze wspaniałego anime) aż do jeziora Chuzenji. Szlak jest prawdziwie emerycki jeśli pokonujemy go w tym kierunku (bo można też pod górę oczywiście) a jego duża część, nie tylko bagienna, poprowadzona jest po drewnianych pomostach. Trochę jak w Białowieży, przy czym tu nie ma barierek. Czasem bardzo nie ma! Znaczy w wielu miejscach gdzie w zasadzie nawet ja bym się nie obraził a co dopiero emeryt barierek nie przewidziano. Ale albo japońscy emeryci są sprawniejsi (to na pewno patrząc po ich żwawości i sprzęcie trekkingowym jakim dysponują) albo bardziej zdyscyplinowani (a pewnie jedno i drugie). Może tu nie ma obyczaju skarżenia gminy/miasta/parku etc. przed sądem za własną nieostrożność, głupotę czy zaniedbanie w opiece nad swoim dzieckiem? Sam wodospad jest doprawdy malowniczy ze swoim 70-cio metrowy spadkiem. Można go obejrzeć od góry oraz schodząc w dół szlaku prowadzącego zaraz obok a na koniec ze specjalnego tarasu na dole (tu już barierki są, żeby się można było oprzeć przy kontemplacji). Taras przyczepiony jest do kawiarenki, jadłodajni i konbini w zależności od potrzeb i zasobów turysty. Jest też miejsce żeby zapalić, organizacja jak zwykle znakomita!

355

356

Dygresja: Robert marudził, że nie miałam za sobą wysokich za kostkę butów trekkingowych (miałam sportowe balerinki na porządnej gumie), a tu proszę, pani jest w górach na randce, na obcasach!… *^w^*

357

U podnórza wodospadu zaczyna się, uwaga, Yukawa („rzeka gorącej wody”) – całkiem do rzeczy oczywiście! Mniej więcej wzdłuż owej prowadzi dalej szlak wijący się przez wspomniany płaskowyż Hitagi-chan, o przepraszam, Senjogahara. Płaskowyż oferuje wspaniałe widoki od leśnych ostępów z szumiącym potokiem do rozległych bagiennych równin z gęstą wysoką trawą z rzadka przetykaną brzozami przez którą wije się leniwie nasza „gorąca” rzeka. Po drodze jest mały stawik nad którym wciąż można wyczuć siarkowy powiew źródeł, w tym miejscu też szlak rozgałęzia się oferując dłuższą, bardziej leśną ścieżkę i krótszą bardziej bagnisto-równinną, którą my poszliśmy. Po drodze cały czas liczyłem że wypatrzę gdzieś wspomnianą Hitagi-chan…

Wybierając dalszą drogę od wodospadu Yutaki turysta staje przed dylematem – w lewo spokojną trasą, w prawo też łatwą ale w potencjalnym towarzystwie Kuma-chan-tachi… O czym ostrzegają tablice informujące, żeby po pierwsze niedźwiedzia nie karmić, po drugie idąc robić możliwie dużo hałasu, a po trzecie w przypadku spotkania oko w oko z dziką zwierzyną nie uciekać w panice tylko grzecznie się wycofać. Nam było tędy właśnie po drodze i nieco zaniepokoił nas fakt, że po pierwsze na ścieżkę wchodzi się przez bramkę w wysokim ogrodzeniu a po drugie wszyscy napotkani emeryci wyposażeni są w głośne dzwonki, a my nie… No ale poszliśmy.

358

359

360

361

Panoramę można kliknąć i wtedy się powiększy.

Senjougahara_Plateaux_Panoramic

Bagnista równina z czasem ustępuje ponownie leśnym ostępom, leniwa rzeka przyspiesza. Ku mojemu rozczarowaniu Kuma-chan jakoś się nie pojawił, za to rzeczka zaczęła coraz bardziej szumieć i stroszyć pianę. Po jakimś czasie dotarliśmy do bramki wyjściowej a od niej już było blisko do kolejnego wodospadu, który chyba od tego jak się wije wśród skał, huczy i sroży nazwany został Smoczym – Ryuuzunotaki (竜頭ノ滝). Przynajmniej mi się tak kojarzył szczególnie, że na dole przy tarasie widokowym z kafejkami motyw takiego „chińskiego” smoka jest wielokrotnie namalowany na wielu różnych elementach i skojarzenie się narzuca samo.

Przejście przez ten kawałek trasy zajmuje w zależności od tempa i czasu poświęconego na piknikowanie i podziwianie krajobrazów jakieś 2.5 do 4 h. Warto założyć buty do pieszych wędrówek bo choć trasa jest łatwa ma kilka na prawdę stromych i śliskich albo błotnistych punktów.

362

363

364

Przemiła pani sprzedająca w kafejce ze smokiem przepytała nas skąd jesteśmy i czy czasem nie mieszkamy w Japonii skoro tak znakomicie mówimy po japońsku (po tym jak umiałem wydukać to co chciałem a moja małżonka zrozumiała część tego o co nas wypytuje…). A to przy okazji zakupienia u niej przeze mnie kubeczka amazake (słodkiej sake), którą wielokrotnie już widzieliśmy w anime czy mandze, która jest tradycyjnym napojem festiwalowym, którą słodkie dziewczęta w owych anime/mangach (najczęściej młode samotne nauczycielki) się radośnie upijają na owych festiwalach a o której nie miałem pojęcia ani jak wygląda ani jak smakuje bo nigdy nie było okazji na nią trafić. Wygląda jak zważone mleko, smakuje bardzo słodko i jest świetnym smacznym rozgrzewającym napojem. Nie dziwię się tym nauczycielkom. Szczególnie, że na festiwalach zdaje się rozdają ją darmo…

365

Od wodospadu trzeba dalej dojść jakieś 500 m do Shobugahamy (菖蒲ケ浜), a raczej do campingu w owej miejscowości obok którego jest znacznie gorzej oznaczona przystań promowa. W zasadzie przystań nie jest oznaczona wcale, ale obok campingu jest oddział Stowarzyszenia Wędkarzy opisany po angielsku i w nim właśnie jest owa przystań. Stąd możemy popłynąć sobie przez jezioro Chuzenji (do którego właśnie wpływa rzeka Yukawa kawałek za wodospadem Smoka).

Prom pływa co godzinę do 15:50 i w pół godziny z okładem za niewielką opłatą przewiezie nas do Chuzenji specjalną wycieczkową trasą obejmującą maleńką wysepkę świątynną i co nieco dzikiej przyrody.

Prom Shobugahama (菖蒲ケ浜) – Chuzenji Onsen (菖蒲ケ浜, 船の駅), trasa D (Dコース) zajmuje 35 min. i kosztuje 760¥ (z All Nikko Pass 10% zniżki).

366

367

W trakcie rejsu poza podziwianiem opisanych wyżej atrakcji zauważyliśmy, że w okolicach Chuzenji jest jakoś dziwnie. Wszędzie świeci słońce, jest piękny letni dzień a Chuzenji wygląda tak:

368

369

370

371

I jakiś czas później dotarliśmy tam. Widoczność spadła do kilku metrów, mleko wszędzie, znowu Silent Hill! Po przybiciu do portu w Chuzenji mieliśmy wrażenie że znowu zmieniliśmy pory roku. Kiedy zeszliśmy z promu dwie młode Chinki rozważające najwyraźniej rejs wycieczkowy zaczepiły nas pytając, czy w ogóle cokolwiek widzieliśmy po drodze. Wytłumaczyliśmy im, że ta mgła jest tylko tutaj i kończy się 100m stąd ale nie jestem pewien czy nam uwierzyły…

Dygresja: Hiroko, koleżanka mojej żony, ostrzegała nas żebyśmy w okolicach Nikko uważali na małpy. No i nie uważaliśmy i się okazało, że prawie wdepnęliśmy w nie w Chuzenji… Jak się okazało robienie im zdjęć tak nachalnie mogło wcale nie być dobrym pomysłem, bo zgodnie z ostrzeżeniem wiszącym na dworcu autobusowym… Podobno małpy potrafią wyrywać ludziom z rąk białe reklamówki bo wiedzą, że jest w nich jedzenie ze sklepu i atakować osoby robiące im zdjęcia.

373

Po krótkim posiłku złożonym z bento kupionego jeszcze przy Yudaki i miejscowego piwa warzonego w Nikko ruszyliśmy ku ostatniej atrakcji dnia, którą miał być wodospad Kegon (華厳の滝, Kegon no taki). Wodospad jest największy na trasie, ma prawie 100m wysokości i trzeba przyznać, że słychać go już z oddali. Tymże wodospadem woda z jeziora Chuzenji wypływa dalej w kierunku Nikko. Nawet tu momentami jeszcze jest wyczuwalny aromat zgniłych jajek! Japończycy lubią rankingi, ten wodospad jest na jednym z nich, konkretnie jest to jeden z trzech najpiękniejszych wodospadów Japonii. Można go podziwiać z platformy widokowej na górze oraz z tarasu na dole dostępnego za pośrednictwem 100-metrowej płatnej windy.

372

Idąc w kierunku wodospadu zaczęliśmy podejrzewać, że będzie to atrakcja zupełnie inna niż sobie wyobrażaliśmy…

374

375

I słusznie, wodospad bowiem okazał się być bardzo zen!

Doświadczyliśmy wodospadu bez oglądania go! W związku z czym ponapawawszy się klimatem, który był doprawdy tajemniczy zrezygnowaliśmy z windy na dół i powoli ruszyliśmy do autobusu w kierunku Nikko.

Winda na dolny poziom wodospadu Kegon 550 ¥ od osoby, czynna 8:00 – 17:00.

376

Ostatnim etapem podróży był przejazd autobusem z Chuzenji do Nikko. Tym razem obserwowałem popisy kierowcy na ciasnych serpentynach we mgle a moja małżonka wyciskała mi siniaki na ramieniu nie otwierając oczu. Przyznam, że poziom umiejętności kierowcy i jego całkowity spokój robiły kolosalne wrażenie. Autobus naprawdę wydawał się dużo za duży na te zakręty. W końcu serpentyny się skończyły i okazało się ponownie, że mgła jest tylko w Chuzenji… Dziwne… Dalej już spokojnie i szczęśliwie dotarliśmy do Nikko i naszego hotelu na czym wycieczka się zakończyła.

Autobus z Chuzenji (中禅寺) do Nikko (日光) – około 40 min. za 1150 ¥ (lub All Nikko Pass).

Podsumowanie: około 7 h i 4084 ¥ lub 1234 ¥ jeśli mamy All Nikko Pass.

Wyjaśnienie uwagi z początku: tak, świetnie to zaplanowałem, niemniej All Nikko Pass trzeba zakupić na 4 dni wcześniej przed planowanym wyjazdem. Wiedziałem o tym. Ale… zapomniałem :-/. Na szczęście nasze plany obejmowały tylko tę wycieczkę więc wszystko razem na dwie osoby kosztowało nas tylko jakieś 3000 ¥ więcej niż mogło ale jeśli chcielibyście zwiedzić świątynie w Nikko które należą do dziedzictwa kultury światowej i faktycznie wrażenie robią niemałe warto o zakupie All Nikko Pass na czas pamiętać…

Senjougahara_Plateaux_are_ga_DENEBU_ARUTAIRU_BEGA

Dygresja 2: założę się, że nocą Senjo(u)gahara wygląda tak jak na zdjęciu powyżej. I na pewno widać tam Deneba, Altair i Vegę… To na wypadek jakby ktoś miał ochotę zgadywać w kolejnym quizie “jakie to anime” ;-).

O 18:45 czekała na nas kolacja. Tym razem zastaliśmy inny zestaw dań niż poprzedniego wieczora: trzy rodzaje ryby i bakłażan w tempurze, tofu z okrą i innymi tajemniczymi dodatkami (chrupiącymi kolorowymi kulkami, hm…), grzybki marynowane (ale nie na kwaśno), sashimi z tuńczyka, surową krewetkę i yubę (yuba jest specjalnością regionu i można ją zjeść w wielu restauracjach w Nikko). Tym razem na ogniu robiliśmy shabu shabu, wkładane na chwilę do wrzątku plastry boczku, dymkę i mizunę. W miseczce z pokrywką były duszone warzywa (kawałek dyni wycięty w kształt drzewa! *^v^* ) i faszerowana ryba, w galaretce. Do tego obowiązkowo miseczka ryżu, miseczka z rosołkiem z wkładką warzywną i talerzyk z kilkoma kiszonkami.

378

379

380

381

 Tego dnia przed 17:00 niedaleko naszego hotelu mocno zatrzęsła się ziemia, ale o tej porze byliśmy w górach i tam nic nie było czuć. Za to wieczorem po 22:00 znowu zabujało, a raczej ziemię przeszedł mocny dreszcz o sile 2 stopni (w skali japońskiej), co w parterowym budynku z papieru, plastiku i szkła jest dość przerażające… Rano mieliśmy powtórkę z rozrywki, kolejny “dreszcz” o sile 3 obudził nas o 6:30 i zrzucił całą wodę z dachu jednym chluśnięciem. Dwie minuty później był “dreszcz” wtórny, trochę słabszy, i godzinę później jeszcze jedno poruszenie się ziemi, już sporo lżejsze. Trwało to jakieś 2-3 sekundy, ale człowiek nie jest przyzwyczajony, że mu się podłoże rusza i dom trzęsie nad głową! Wydaje mi się, że w trakcie naszego pobytu w Tokio (teraz jak i poprzednim razem) też mieliśmy trzęsienia tej mocy, ale we współczesnym budynku z betonu i stali, o specjalnej konstrukcji, odczuwa się to inaczej, słabiej.

377

Taki to był nasz drugi dzień w Nikko, na relację z dnia trzeciego zapraszamy niebawem!

382

Po co pojechaliśmy do Nikko

Nie zamierzam nikomu mydlić oczu (przepraszam za niezamierzoną grę słów, hehehehe!…..), ale na wycieczkę do Nikko wybraliśmy się bynajmniej nie z powodu zabytków Światowego Dziedzictwa Kultury ani pięknych okoliczności przyrody… Oczywiście, były one cudownym dodatkiem do głównego powodu naszego pobytu (te okoliczności, bo zabytki były albo zamknięte na głucho albo w remoncie, więc otoczone białą folią, a za wstęp pobierali normalnie, więc sobie darowaliśmy…), a był nim…. hotel z onsenem i tradycyjnymi japońskimi posiłkami! *^0^*~~~

Poprzednim razem korzystaliśmy w Kioto z łaźni publicznych czyli sento. Tym razem postanowiliśmy podnieść nasze doznania ablucyjne na wyższy poziom i na dwie noce wynajęliśmy pokój w hotelu z onsenem, czyli łaźnią z gorącymi źródłami. *^v^* (hotel ma onsen, nie każdy pokój osobno, na takie luksusy nie było nas niestety stać…)

Przy okazji polecam ciekawy tekst o oswajaniu się obcokrajowca z golizną własną i cudzą w łaźni publicznej (w jęz. angielskim).

We wtorek rano wymeldowaliśmy się z hotelu Horidome Villa, zostawiając tam nasze duże walizy na przechowanie, i wyruszyliśmy na wyprawę do Nikko.
Tak swoją drogą, system przechowywania bagaży w japońskich hotelach mnie rozczula. Wprawdzie nie mam porównania z hotelami w innych krajach i może dziwię się niepotrzebnie, bo wygląda to tak samo, ale tutaj załatwia się to tak: mówi się, że chce się zostawić walizki na kilka dni i obsługa hotelu stawia je gdzieś w hotelowym hallu, czasami luzem pod ścianą, dzisiaj nasze walizki pani związała zieloną linką… *^v^*

W każdym razie, na początek garść informacji praktycznych: droga do Nikko zaczęła się na stacji metra Suitengumae, skąd o 10:13 złapaliśmy express linii Hanzomon do Kita Senju, tam mając kilka minut na przesiadkę o 10:51 wsiedliśmy do pociągu linii Tobu Nikko w kierunku Tobu Nikko właśnie (trzeba pamiętać, żeby wsiąść do piątego albo szóstego wagonu, bo początkowe cztery zostają odłączone dwie stacje przed Nikko, poniżej widać rysunek poglądowy, który wykonał dla nas pracownik stacji Kita Senju, w celu wytłumaczenia nam, żeby wsiąść do właściwego wagonu!…. *^-^* Okazało się, że na peronie to wszystko było ładnie napisane również po angielsku).

304

Tego dnia wstałam wcześnie, o 8:00 rano, zieeeeeew…….

303

335
Po drodze mijaliśmy miasta i miasteczka, oraz tereny całkiem rolnicze:

305

306

307

A potem nagle pojawiły się góry!

308
Do Nikko przyjechaliśmy o 13:01, zgodnie z rozkładem, za 1553 jeny od osoby, płatne za pomocą karty Suica (karta ładowana pieniędzmi w automatach, służąca do płacenia w różnych miejscach, m.in. za przejazdy koleją i metrem). *^o^* Na stacji pobraliśmy darmową mapkę okolicy i skierowaliśmy się do naszego hotelu Nikko Tokanso, który leży na terenie Parku Narodowego. Na piechotkę, ok. 2,3 kilometra, chociaż mogliśmy złapać autobus, ale chcieliśmy zobaczyć co jest po drodze. A widoki zrobiły się zupełnie odmienne od miejskiej dżungli Tokio, teren się zdecydowanie pofalował, drogi szły w górę i w dół, pojawiły się rwące potoki górskie no i oczywiście otaczały nas wysokie góry.

333

309

310

311

312

313

314

315

316

Idę ja sobie do hotelu, a tu nagle zwierzątko na terenie małej świątynki po lewo… *^0^*

317

Po 40-stu minutach udało nam się dotrzeć do naszego hotelu, a tam czekała na nas niespodzianka – nasza rezerwacja była wypisana w gablocie przed hotelem! *^v^* A także na półce na buty, bo tutaj tuż za wejściem do hotelu znajdował się duży genkan (obniżony przedpokój), w którym zdejmujemy buty i dalej chodzimy wszędzie w hotelowych kapciach (tylko nie po matach tatami!). W toaletach były dodatkowo kapcie toaletowe, w których nie chodzimy nigdzie poza tym pomieszczeniem!

318

319
Zameldowaliśmy się w hotelu, użyłam nawet trochę mojego szczątkowego japońskiego do powiedzenia dwóch zdań w odpowiedzi na pytania, zadania pytań i zrozumienia – zrozumienia! – całej litanii opisów, które wyrzuciła z siebie pani na recepcji a potem pan, który poszedł z nami do naszego pokoju (i niósł moją walizkę *^v^*). Nasz pokój, mimo, że nie pierwszej młodości, okazał się takim, jaki nie raz oglądaliśmy w filmach i anime. Przedpokój z oldshoolową toaletką (i lodówką), wejście do łazienki i do pokoju (który miał wielkość ośmiu mat), w którym stał stolik, krzesełka i zestaw do zaparzenia zielonej herbaty. Do pokoju przylegał mini-balkon loggia ze stolikiem i krzesłami.

328

327

320

324

325

326

Zaczęliśmy od prysznica, herbaty i zjedzenia powitalnego ciasteczka, a potem poszliśmy do miasta sprawdzić czasy odjazdu autobusu na wycieczkę dnia następnego. Przy okazji zjadłam lokalną specjalność, czyli smażone manju zawinięte w yubę z nadzieniem ze słodkiej fasoli anko, posypane solą, pycha! *^v^* Nie wiem, czy sezon na Nikko już się kończy, ale zawsze myślałam, że sezon na wyjeżdżanie do onsenów trwa cały rok, a miasteczko było w połowie wymarłe, sklepy i kawiarnie pozamykane na głucho… Znaleźliśmy kilka sklepów z intrygującymi starociami, pamiątki, monopolowe z wyborem shochu i sake oraz źródła “bardzo smacznej wody” (jak zapewniały tabliczki, Robert próbował i nie narzekał *^v^*). Kupiliśmy sobie sake i chrupacze na wieczór i wróciliśmy do hotelu, żeby przed kolacją skorzystać z atrakcji, dla której przede wszystkim tu przyjechaliśmy.

329

330

331

332

Hotel Tokanso ma niewielką łaźnię z basenem zarówno wewnętrznym jak i zewnętrznym, i siedzenie w takim zewnętrznym basenie z gorącą wodą, pod szumiącymi drzewami i wśród szumu cykad w trakcie zapadającego zmierzchu to bardzo przyjemne doświadczenie. *^o^* Z oczywistych powodów nie mogliśmy w środku zrobić zdjęć, ale jeśli wpiszecie w przeglądarkę “Tokanso onsen” to znajdą się zdjęcia hotelowe. Natomiast człowiek po wygrzaniu się w gorącej wodzie źródlanej wygląda tak:

334

Po kąpieli nadszedł czas na kolację, a tradycyjne posiłki to była jedna z atrakcji, z której chcieliśmy koniecznie skorzystać, jednak zupełnie nie mieliśmy pojęcia, co na nas czekało na centralnie ustawionym na sali stole!… Czułam się, jakbym była w centrum uwagi i wszyscy Japończycy patrzyli, jak sobie radzimy z kolacją… A było z czym sobie radzić!!! Dostaliśmy niesamowitą ilość potraw, z których potrafiłam rozpoznać może połowę! Była genialna rozpływająca się w ustach wołowina do samodzielnego ugrillowania wraz z cebulą, shitake i kartofelkami (!), było sashimi z trzech gatunków ryb, były “paluszki” krabowe (ale z prawdziwego kraba a nie “malowane” sashimi rybne które się jako takie “paluszki” zwykle sprzedaje), surówki i marynaty, krewetki zawijane w smażone tofu, które kropiło się cytryną i maczało w herbacie matcha, były tajemnicze “omlety” czy “galaretki”, tofu na zimno z makaronem soumen i siekaną okrą… Na koniec podano nam miseczki ryżu, lekką zupę z grzybkiem i kiszonki (nie ma ich na zdjęciach), a na deser mochi i melona. Zupełnie nie mieliśmy pojęcia, w jakiej kolejności zajadać te smakołyki (poza ryżem, zupą i deserem, które zostały nam podane pod koniec posiłku), więc jedliśmy wszystkiego po trochu. *^v^* Acha, to co Wam poniżej pokazuję, to jest porcja dla jednej osoby, przed Robertem stał drugi taki zestaw!

336

337

338

339

340

341

Na kolację poszliśmy w yukatach i hapi, które zastaliśmy w pokoju. To bawełniane tradycyjne stroje, które nosi się w japońskich hotelach podczas posiłków i drogi do i z pomieszczeń kąpielowych, a także można w nich spać. W trakcie, kiedy jedliśmy na stołówce, obsługa hotelowa rozłożyła nam w pokoju futony do spania. Mieliśmy w planach wieczorne imprezowanie, ale byliśmy tak niesamowicie najedzeni, że tylko chwilę posiedzieliśmy przed telewizorem, wypiliśmy na spółkę słoiczek sake i poszliśmy spać.

342

 

Następny dzień opisze Robert, specjalista od planowania wycieczek na łono natury. *^o^*