Sakuya Konohana Kan i Muzeum Życia w Osace

Niedzielę zaczęliśmy od japońskiego śniadania w sieciówce Yoshinoya, do godziny 11:00 podają one takie zestawy: ryż, zupa miso, sałatka albo kiszonki, rybka, natto, oczywiście ich gyudon (czyli duszona z cebulką wołowina). Ale może być też jajko i szynka.

Po śniadaniu mimo nie odpuszczającego upału wyruszyliśmy na pierwszy dzień zwiedzania Osaki. Najpierw w automacie biletowym na stacji kupiliśmy całodniowe bilety na metro Enjoy Eco Card za 600 jenów od osoby (tyle kosztowały w weekend, w inne dni – 800 jenów). Bilety te, oprócz przejazdów metrem (i autobusami) przez cały dzień dawały nam jeszcze zniżki w wielu muzeach, itp. Zaczęliśmy od ogrodu botanicznego Sakuya Konohana Kan, do którego normalnie wstęp kosztuje 500 jenów, ale z naszym biletem 450 jenów.

Ogrody botaniczne są jednym z moich ulubionych miejsc do zwiedzania, rośliny cieszą oczy i dają mi mnóstwo inspiracji do malowania, a tu dodatkowo liczyłam na orzeźwienie. Na wejściu dostaliśmy ogrodowe wachlarzyki, bo większość ekspozycji to szklarnie z roślinami tropikalnymi albo ogrody na zewnątrz budynku, w żarze japońskiego lata!… *^o^*

Jasne, orzeźwienie… Jakoś tak dotarło do mnie jak już byliśmy w pobliżu i zobaczyłem te gigantyczne szklarnie, że to nie jest tak, że zaraz zejdziemy z tej patelni chodnika do budynku, który zapewni nam klimatyzowaną przyjemność zwiedzania… Szczęśliwie jak już przeszliśmy strefę tropikalną (która miała otwarte okna żeby się wietrzyć…) oraz pustynię to okazało się, że za pustynią jest roślinność… alpejska! W tej sali było dramatycznie zimne 20 stopni Celsjusza! Pamiętam, że kiedyś już widziałem tyle na termometrze… Naprawdę potrzeba było siły woli, żeby w końcu tę jakże interesującą część ekspozycji porzucić…

Nie będę Was zamęczać zdjęciami wszystkich roślin, ale przyznaję, że Robert za głowę się złapał, jak zebrał cały nasz materiał fotograficzny z tego dnia!… *^w^*

Część główna z kawiarnią też szczęśliwie oferowała klimatyzowany relaks…

Po opuszczeniu ogrodu botanicznego zrobiliśmy sobie krótki spacer po parku Tsurumi, gdzie w 1990 roku odbyła się światowa wystawa Expo, ale podduszając upał zmusił nas do powrotu na stację i przejazd do drugiego zaplanowane miejsca na ten dzień zwiedzania, tym razem w całości pod dachem i z klimatyzacją! *^V^*

Park Tsurumi jest w sumie bardzo duży ale… zaniedbany. Nietypowo jak na Japonię. Sprawia wrażenie jakby po Expo go uprzątnięto i opuszczono zaraz później. Oczywiście przychodzą tam mieszkańcy, park jest sprzątany zapewne bo w śmieciach nie tonie, ale chyba rzadko naprawia się to co uległo zużyciu i generalnie sprawia wrażenie takiego porzuconego. Natomiast zauważyliśmy też grupkę prawdopodobnie wolontariuszy oczyszczających jeden z wielu nie działających elementów infrastruktury wodnej parku, czyli możliwe że jakieś ruchy w kierunku rewitalizacji się pojawiają.

Wiecie, po co kolejka ta stoi? Żeby wejść na basen!!! Ludzie stoją w 40-sto stopniowym upale i czekają, jak ktoś zdecyduje się wyjść z kompleksu basenowego i zwolni się kilka miejsc dla nowych chętnych do ochłodzenia się!…

Muzeum Życia w Osace znajduje się na ósmym piętrze budynku Housing Information Centre na Tenjimbashi. Wysiadamy na stacji metra Tenjimbashisuji-6chome i od razu ze stacji przechodzimy według drogowskazów do windy, która zawiezie nas do muzeum. Wstęp kosztuje 800 jenów na wystawę stałą wraz z aktualną specjalną, my ze zniżką z Enjoy Eco Card zapłaciliśmy po 700 jenów. Ekspozycja stała składa się z dwóch części- jedna to zrekonstruowany fragment miasta z 1830 roku z kilkoma charakterystycznymi budynkami – księgarnia, apteka, sklep z zabawkami, łaźnia publiczna. Obejrzymy też wnętrza domów z tamtych czasów – kuchnię, pokój dzienny, toaletę. ^^*~~ Za dodatkową opłatą można było zapisać się na przymierzenie kimona, ale nie skorzystałam, byłam zbyt zmęczona i cała spocona, nie chciało mi się przebierać w kimono, a i tak najbliższe godziny były już wyprzedane.

Na podobne muzeum trafiliśmy poprzednio w Tokio (Fukagawa Edo). Tamto teoretycznie było takie bardziej dzielnicowe, to w zasadzie ogólnoosakańskie, dlatego na początku poczułem się rozczarowany rozmiarem rekonstrukcji. Tokijska był dwa razy większa na oko! Ale przyznam, że niepotrzebnie się uprzedzałem, bo po pierwsze zastosowano tu kilka tricków powiększających powierzchnię “użytkową” muzeum, po drugie pomysł z wypożyczaniem kimon turystom powoduje, że uliczki rekonstrukcji zapełniają się ludźmi w strojach korespondujących z dekoracjami i to fantastycznie poprawia cały efekt, a po trzecie muzeum ma cykl nocy i dnia, a w “nocy” na wysokim półokrągłym suficie wyświetla fajerwerki i księżyc. I to wszystko wraz z podkładem dźwiękowym tworzy doprawdy przyjemny spektakl.

Druga część to rekonstrukcja miniaturowych dioram z fragmentami Osaki z lat 1868 – 1950, z kilkoma eksponatami z życia codziennego.

Potem weszliśmy na wystawę czasową, którą był zbiór kimon i akcesoriów z nimi związanych. *^v^*

Po tym całym intensywny zwiedzaniu trzeba było odpocząć, posilić się i zregenerować do dalszego spędzania wakacji! *^v^ Na szczęście byliśmy na Tenjinbashisuji, jednej z najdłuższych w Japonii uliczek handlowych, na której znajduje się ponad 600 sklepów i barów!!! *^O^* Kocham te przykryte dachem ulice handlowe, gdzie obok apteki jest warzywniak, a obok torebek Louis Vuiton – stujenówka, kawiarnia z kawą z dripa i sklep z bluzkami za 500 jenów w babciowym japońskim stylu! ^^*~~

Szliśmy sobie uliczką, szliśmy, aż… trafiliśmy na Naszą Rybkę!!! *^V^* Tak nazywamy sieć lokali Isomaru Suisan, do których regularnie chadzamy odwiedzając Japonię, i która nas jeszcze nigdy nie zawiodła wyborem potraw i ich smakiem! Okazało się, że do 17:00 jest zniżka na drinki, i są za pół ceny! ^^*~~ Nie odmówiliśmy sobie stałych przebojów z menu: steka z ogona tuńczyka grillowanego z czosnkiem, kani miso (grillowanego kraba), ogórków z pysznym dressingiem, wzięliśmy też na spróbowanie nowe rzeczy – suszone kalmary w tempurze, kapustę na ciepło z anchovies, tofu z minikrewetkami w delikatnym bulionie. Pyszna okazała się też miejscowa zupa miso!

Po tak obfitym obiedzie potoczyliśmy się na sjestę do hotelu. *^v^* Wieczorem już tylko wyskoczyliśmy do konbini po małą kolację i regenerowaliśmy siły przed następnym dniem w Osace!