Park Mino-o

Ostatniego dnia pobytu w Osace pojechaliśmy na wycieczkę do parku Mino-o, żeby obejrzeć tamtejszy wodospad. Spacerowy szlag długości niecałych 3 km prowadzi łagodnymi łukami pod górę od samej stacji, a po drodze oczywiście mamy automaty z napojami, herbaciarnię i restauracje, świątynie mniejsze i większe, i sklepy z pamiątkami, w tym z ciekawostką lokalną – liście miniklonów smażone w tempurze!

Łagodnymi, czyli różnica wzniesień na tej trasie to 115m. Dość żeby się zmęczyć nieco ale też traktować wycieczkę jako spacer bardziej niż wędrówkę po górach. Szczególnie, że to wszystko, pomimo dość solidnych gór, dolin i strumieni towarzyszących szlakowi, odbywa się po całkiem szerokim asfalcie. Nie ma schodów, chyba że ktoś zapragnie odbić to jednej z rozlicznych atrakcji pobocznych (posążek, świątynia etc.). Dzięki tym odgałęzieniom szlaku można tam ciekawie i dość intensywnie spędzić sporo więcej czasu niż my spędziliśmy.

Na górze ogromny hotel Minoo Kanko, do którego prowadzą windy! Bardzo mądre! *^v^*
Bardzo lokalne rękodzieło w automacie sprzedającym, torebki za 200 jenów! ^^*~~
W dwóch miejscach na szlaku spaceru spotkaliśmy zawieszone częściowo nad rzeką tarasy herbaciarni. Do tej mieliśmy nawet zajrzeć, ale jak się okazało tu wszystko zwija się dużo wcześniej niż o zwyczajowej 17:00-18:00 i jak wracaliśmy już było zamknięte…
Japonia w remoncie… Zawsze trafialiśmy na świątynie i inne atrakcje w remoncie ale w tym roku jest ich wyjątkowo dużo. Czyżby Japończycy “picowali” wszystko na Igrzyska? W sumie to prawie na pewno tak właśnie jest…
Na 100 metrów przed wodospadem stoi automat wspomagający wspinanie się!… *^w^* Same napoje izotoniczne i jeden energetyzujący. Tak zatowarowanego automatu jeszcze nie widzieliśmy.
Minootaki (czyli wodospad Mino-o)…
…i rzeka, też Mino-o. I to wszystko w mieście Mino-o. Ktoś się tu nie popisał wyobraźnią ;-). Ale wodospad faktycznie cudny.

Robert kupił piwo z miejscowego browaru i spróbowaliśmy liści klonu w tempurze – szczerze mówiąc, hm… słodkawe twarde ciasto, ale czy smak liścia był jakoś konkretnie wyczuwalny, to bym nie powiedziała… *^w^* Myśleliśmy, że to się zjada gorące prosto po usmażeniu, ale sprzedają te listki popakowane w plastikowe torebki, więc raczej zjada się je na zimno. Naszym zdaniem nic szczególnego, fikuśność polega tu raczej na kształcie liścia, a nie na smaku (co akurat nie byłoby takie dziwne, w Japonii często jada się jakieś produkty ze względu np.: na konsystencję, a nie na smak).

Nie no, znowu żona marudzi ;-). Po pierwsze w jednym miejscu na dole smażyli je na bieżąco więc opcja zjedzenia świeżych była. Tyle, że najczęściej faktycznie to są takie utrwalone ciastka. Po drugie na górze pod wodospadem knajpka w której kupowaliśmy te liście to była taka naprawdę tandetnie kurortowa. Ale miało to nawet swój klimat. A po trzecie smak faktycznie jest tu raczej ciasta niż wkładu ale kształt tej przekąski jest przepiękny i nasze zdjęcie nie do końca go chyba oddaje. Ta tempura wygląda jak jesienny, ususzony już liść których tu pewnie miliony zalegają jesienią. I tak jak te liście chrupią pod stopami tak ta tempura chrupie w zębach. Pomysł cudowny.

A piwko, mimo że niby miejscowy craft, zaprawdę zacne. Browar Mino-o (a jakże…) założyły stosunkowo niedawno, bo w 1997 roku, trzy siostry Ooshita. Ze stron browaru (po japońsku, Google Translate pomaga jakby co) można dowiedzieć się, że siostry skupiają się na lokalnym smaku porządnie warzonego piwa. I może dlatego (lokalność, nacisk na smak i jakość wykonania, podejście: ważymy dla ludzi (a nie hobbystów)) produkty tego browaru są po prostu świetnie uwarzonymi piwami. Bez zadęcia na craft i oryginalność. A może tylko dopisuję sobie historię… W każdym razie piwko bardzo smaczne – zarówno to jak i te pite dalej.

Przy okazji, nowa koszulka do kolekcji malowanych przeze mnie! *^v^*

Ponieważ zaczynało coraz mocniej padać, wróciliśmy na dół do miasta. Po drodze zatrzymaliśmy się w sklepie “monopolowym” Higuchisaketen (樋口酒店), który oferował piwo “z kija” i przekąski, w tym wędzone jajka! I to było zarówno bardzo dobre piwo jak i przepyszne jajka, zjedliśmy dwa!… *^V^*

Na wspomnianych stronach browaru Mino-o piszą, że lokalni farmerzy odbierają od nich wysłodowany już jęczmień (pozostałość po warzeniu piwa) i karmią nim krowy i kury. I że z tych kur są smaczne jajka. Ciekawe, czy to właśnie było takie jajko? Bo było wędzone na miejscową modłę, to na pewno, ale czy samo jajko też miejscowe nie wiemy… W każdym razie wędzone jajko prima sort!

Przejechaliśmy z Mino-o do Ishibashi, i tam na stacji zjedliśmy szybki lunch – makaron w bulionie z duszoną wołowiną i smażonym tofu (gyu-kitsune). A na deser – ptysia z nadzieniem z mochi z kinako (prażoną mąką sojową). ^^*~~

Po powrocie do naszej części Osaki zajrzeliśmy do Tokyu Hands i flagowego sklepu Anello (firma osakańska, mam od nich plecak i rozważam inne zakupy), a potem wróciliśmy do hotelu zrobić pranie i zregenerować siły przed dniem następnym, kiedy to już żegnaliśmy to miasto i jechaliśmy w dalszą drogę!

Na koniec specjalność regionu Kansai – warabi mochi. Galaretki robione z odmiany paproci, które tradycyjnie zjada się z kuromiso (rodzaj rzadkiej melasy produkowanej z czarnego cukru z Okinawy, bogatej w minerały) i kinako (prażona mąka sojowa).