Pinupcandy, raczej nie zobaczycie… *^v^* Są takie wysoko płatne atrakcje, że przebierają obcokrajowca za gejszę lub samuraja, z pełnym makijażem, fryzurą i strojem, i robią zdjęcia, ale za te pieniądze wolę sobie kupić kilka książek do nauki japońskiego. ^^
Effciu, kochanie, powiem tylko, że jesteś gapa… ~^^~
Piotrze, ja sama siebie podziwiam, że tak piszę codziennie, ale skoro już zaczęłam, to staram się nie zawieść czytelników. Poza tym, to będzie dla nas samych wspominnik, będziemy mogli zajrzeć na bloga i przypomnieć sobie, co robiliśmy danego dnia. Zdjęcie sobie użyj, proszę bardzo.
Agato, las bambusowy jest bardzo śmieszny, bo bambus (który jest tak naprawdę trawą, a nie drzewem) jest pusty w środku i jak się w niego zapuka, to głucho dudni! ~^0^~ Co do różnic w ubiorze – nie ma tutaj tak odstawionych dziewczyn jak w Tokio a jeśli się zdarzają, to są nieliczne. Fryzury są spokojniejsze, stroje mniej fikuśne. Widzieliśmy kilka podczas wieczornego spaceru po dzielnicy Gion, gdzie są herbaciarnie i kluby, zapewne jest ich trochę w centrum miasta, my na razie przemieszczamy się po obrzeżach. Odnoszę wrażenie, że Kioto jest miastem, z którego młodzież i młodzi pracujący uciekają (pewnie do stolicy), a zostaje młodzież szkolna, dorośli i dużo staruszków (plus mnóstwo turystów japońskich i zagranicznych, co krok spotykamy obcokrajowców, chociaż Polaków jeszcze nie napotkaliśmy).
Agnieszko M., wydaje nam się, że japońskie alkohole są słabsze niż zachodnie, Azjaci w ogóle mają słabszą głowę i mniejszą tolerancję na alkohol, niewiele im trzeba, żeby szybko się upili. Jest tu oczywiście duży wybór wina ryżowego, wódek (popularnie zwanych u nas sake), piwa i drinków, są wódki 45 %, ale niewiele, najwięcej jest chyba takich 15% do 20%.
Zulko, budynek z fioletowymi zasłonami był pawilonem muzycznym.
***
Zacznijmy od wielkiego BUZIAKA dla mojej mamy z okazji Dnia Matki!!! *^v^*
Wiesz, że jesteś w Japonii, kiedy na ulicy rośnie… miłorząb japoński! *^v^*
Albo kiedy w kwiaciarni są rośliny w kształcie małych słodkich zwierzaczków! *^v^*
W drodze na zwiedzanie trafiliśmy na małą pasmanterię z włóczkami, wystawionymi przed sklepem, wybór taki sobie, same grubaśne.
Ponieważ wczoraj zwiedzaliśmy Złoty Pawilon zbudowany przez dziadka szoguna Ashikaga Yoshimasa, dzisiaj zaczęliśmy od Srebrnego Pawilonu, czyli Ginkaku-ji (więcej metali nie ma *^v^*), zbudowanego przez wnuczka. Jest to budowla z XV wieku i w założeniu miała być pokryta srebrem, niestety nigdy nie dokończono konstrukcji. Po śmierci szoguna, wraz z towarzyszącymi jej budynkami została przekształcona w świątynię zen.
Skoro to świątynia zen, to muszą być kamienne ogrody, które mnie fascynują bo uwielbiam kamienie i przyciąga mnie spokój emanujący z kamiennych ogrodów.
Ogród wokół Ginkaku-ji.
Ciekawostka – pod świątyniami jesteśmy zaczepiani przez japońskich uczniów na wycieczkach szkolnych, którzy poza zwiedzaniem świątyni mają zadanie szkolne – zaczep gaijina, przeprowadź z nim krótką rozmowę po angielsku i zrób sobie zdjęcie na pamiątkę. ~^^~ Dzisiaj nawet dostaliśmy w prezencie zakładki do książki od dzieci ze szkoły z Nary. ^^ Bardzo podoba nam się ten zwyczaj, bo daje to dzieciom okazję do użycia na żywo języka obcego, który wprawdzie czasami idzie im z trudem, ale starają się i mają praktykę na żywo.
Ze Srebrnego Pawilonu poszliśmy na spacer Ścieżką Filozofów, malowniczym szlakiem wzdłuż kanałku.
Na końcu Ścieżki Filozofów dotarliśmy do kompleksu świątyń (a jakże! ~^^~), a potem do akweduktu, który prowadzi do jeziora Biwa (więcej o tym miejscu jutro).
Po południu poszliśmy do dzielnicy Gion, słynnej z herbaciarni i gejsz. Na gejsze się poluje. *^v^* To znaczy, jedziemy na konkretną uliczkę w Gionie i od 17:30 do 18:30 wolniutko spacerujemy tak i z powrotem, czatując na gejszę, która wymknie się z domu i szybciutko przebiegnie przez ulicę do herbaciarni albo wskoczy do taksówki. Czuliśmy się dziwacznie, łażąc po ulicy z włączonymi aparatami i wypatrując białych twarzy i kolorowych kimon. Padał deszcz, więc niestety nie było ich wiele, a w ogóle jest to zanikająca sztuka, bo już coraz mniej dziewcząt chce poświęcić swoje życie od dzieciństwa na stawanie się gejszą, to bardzo ciężka praca.
Zdarzają się “fałszywe” gejsze – uśmiechające się do przechodniów, ubrane w yukaty.
Ale są też prawdziwe gejsze, dostojne i poważne, niepozujące dla paparazzich, szybko przemykające na spotkanie z klientem, podczas którego będą zabawiały go rozmową, nalewały sake, może któraś zagra na shamisenie albo zatańczy. (zdjęcia nasze i Kasi, na gejsze najlepiej polować w grupie rozstawionej w kilku miejscach uliczki, wtedy jest większa szansa, że komuś trafi się dobre ujęcie ~^^~).
Resztę opiszę jutro, a jest o czym pisać, bo dzisiejszego wieczora poszliśmy się wykąpać do sento – łaźni publicznej oraz jedliśmy specjał z Kioto – placek okonomiyaki z knajpki z (prawdopodobnie) wieeeeeeloletnią tradycją. ~^^~