Agnieszko M., bardzo dziękujemy! ~^0^~
Zulko, futon jak dla mnie zbyt twardy, bolały mnie kości biodrowe po wczorajszej nocy, dzisiaj położę sobie podwójną warstwę miekkiego. ~^^~
Aniu, ustawiłam jeden post na stronie głównej, mam nadzieję, że teraz będzie Ci łatwiej czytać.
Sorbet, bo Robert jest Polakiem, nie Japończykiem, *^v^* Kołdry nie są za krótkie, bo w hotelu mamy Western style, ale w knajpkach czasami są mniejsze objętościowo krzesła.
Jadziu, mnie zachęciła główna siedziba firmy Volks, do której mamy zarezerwowaną wizytę na niedzielę. *^v^* Łazienka jest, ale jeden prysznic na cały pensjonat i trzy kibelki – jeden z normalną muszlą, jeden japoński (kucany) i dwa pisuary, a jest nas tu około 20 osób. Mogłoby być lepiej.
Matyldo, dla mnie było twardo, dzisiaj podkładam dodatkowy miękki futon. ^^
aniu, do spania dostaliśmy prześcieradło, kołdrę z poszwą i poszewki na poduszki – zwyczajne, nie wałki. *^v^* Na wałkach sypiają gejsze, jak mają ułożone fryzury, my na szczeście możemy spać wygodnie. ^^
Mario z WR, tradycyjna japońska łazienka jest pomieszczeniem, w którym jest wykafelkowana podłoga z prysznicem i odpływem, gdzie najpierw się dokładnie myjemy, a dalej jest wanna, do której po opłukaniu się z mydła wchodzimy do gorącej wody i moczymy się dla przyjemności. W hotelu w Tokio mieliśmy oczywiście łazienkę w stylu zachodnim, ale z bardzo głęboką krótką wanną, natomiast w ryokanie mamy tradycyjną łazienkę, ale… kiedy przyjaciółka poprosiła o korek do wanny, pani powiedziała, że niestety nie wolno brać długich kąpieli z moczeniem się w wannie, ze względu na dużą ilość osób w pensjonacie i potencjalną kolejkę do prysznica.
***
Jeśli Kioto, to świątynie, jest ich tu naprawdę mnóstwo, 90 % przystanków autobusowych nosi nazwę jakiejś świątyni, dzięki czemu wiadomo, gdzie wysiadać. ~^^~ No właśnie, bo po Kioto poruszamy się autobusami – bilet jednorazowy niezależnie od tego, czy jedziemy jeden przystanek czy dwadzieścia kosztuje 220 jenów, natomiast jeśli planujemy jeździć kilka razy po mieście – opłaca się kupić bilet całodniowy za 500 jenów.
Dziś zaczęliśmy od światyni Fushimi Inari, poświęconej lisiemu bóstwu które jest partonem ryżu i sake, słynnej ze ścieżek utworzonych z bram tori. Widok jest rzeczywiście niesamowity, kiedy przechodzi się tunelami utworzonymi z ustawionych jedna za drugą bram.
Bramy te można wykupić jako wota a ich cena zależy od średnicy kolumn – im grubsza tym brama droższa (od około 380 tys. jenów za średnicę 18 cm do ponad 1300000 za 30-centymetrowe słupy). Jeśli nie stać nas na ogromne tori, możemy kupić malutkie (również w różnych rozmiarach) i przyczepić z jakąś intencją przy ołtarzykach.
Świątynia jest na wzgórzu, a otacza ją bambusowy gaj.
Po zejściu z Fushimi Inari pojechaliśmy autobusem do innej słynnej budowli – Kinkaku-ji czyli Złotego Pawilonu, jednego z budynków kompleksu świątyni Rokuon-ji, którego ściany są pokryte warstwą płatków złota.
A w sklepie monopolowym spotkaliśmy taki znajomy akcent! *^v^*
Widoki z Kioto:
Kioto robi trochę przygnębiające wrażenie – jest tu bardzo dużo pozamykanych na głucho sklepów, w trakcie dnia na ulicach i w autobusach jest trochę szkolnej młodzieży (są to głównie wycieczki szkolne z innych miast) i osoby starsze, niektóre bardzo wiekowe. Okolice naszego pensjonatu są po zmroku kompletnie ciemne, to ogromny kontrast w porównaniu do Tokio, które żyje całą dobę. Ceny jedzenia w knajpkach są bardzo nastawione na turystów, przeciętna micha ryżu lub makaronu z dodatkami jest około 1/3 droższa niż w Tokio, człowiek tęskni za możliwością zjedzenia ciepłej kolacji za 270 jenów (w zestawie z zupą miso i surówką za 490 jenów) kiedy tu musiałby zapłacić około 600 jenów i więcej…
Okazało się, że w naszym ryokanie mamy kiepskie WiFi i mam problem z połączeniem się z siecią i utrzymaniem połączenia, więc proszę nie panikować, jeśli któregoś dnia nowy wpis się nie pojawi, postaram się to nadrobić dnia następnego.