Trzeciego dnia śniadanie zjedliśmy o 8:30, bo chcieliśmy trochę dłużej pospać. Dostaliśmy inne dania niż w środę, ale zaskoczyła mnie mieszanka potraw japońskich i zachodnich… Była grillowana ryba, ryby faszerowane, glony, ikra, marynowane warzywa, duszone danie z kurczaka i marchewki, ale kompletną niespodzianką okazały się jajka na bekonie, które smażyły się pod pokrywką ułożone na pergaminie i sałatka z pomidora i ogórka uplasowana na… makaronie kolanka w dressingu majonezowym! *^o^* Oczywiście elementem stałym była miseczka ryżu, miseczka zupy miso i spodeczek z kiszonkami, a na deser dostaliśmy bardzo smaczny sernik i cząstki gruszki nashi oraz miskę jogurtu wieloowocowego.
Najśmieszniejsze było, że wydawało mi się, że tylko my patrzymy na te posiłki z oczami jak spodki, ale Robert zwrócił mi uwagę, jakie miny miała japońska młodzież, siedząca przy sąsiednich stołach – byli równie zadziwieni ilością, równie zaskoczeni niektórymi smakami i tak samo objadali się po kokardkę jak my! *^v^*
Do godziny 10:00 musieliśmy opuścić pokój, ale pociąg powrotny mieliśmy dopiero o 15:36, więc zostawiliśmy bagaże w hotelowej recepcji (tym razem spięte białą linką *^v^*) i poszliśmy pozwiedzać najbliższą okolicę naszego hotelu, który sąsiadował z najważniejszymi zabytkami Nikko. Robert wybrał nam krótką trasę spacerową do wodospadu Shiroito (白糸滝) i z powrotem trasą obok świątyń, i przez cały czas czuliśmy się jak w jakiejś magicznej krainie, bo otaczały nas drzewa, kamienie, opuszczone świątynie mniejsze i większe, wszystko lekko spowite wilgotną mgłą…
Wodospad rzeczywiście okazał się Biała Nitką – nie był tak szeroki i szalony jak te oglądane poprzedniego dnia, chociaż i tu woda szła z góry z wielką siłą i przez chwilę obserwowałam korpulentną i dość nieporadną turystkę (Japonkę lub Chinkę), która uparła się zmoczyć w wodzie chusteczkę i prawie wpadła w rwący nurt…. ><
Obok wodospadu Shiroito znajduje się świątynia Takino (滝尾神社), do której trzeba się wspiąć po schodkach. Oczywiście jak wiele zabytków i sklepów w okolicy, również była zamknięta… Może rzeczywiście sezon zwiedzania kończy się tutaj wraz z końcem sierpnia?… Ale przecież do onsenów jeździ się nawet zimą, żeby się wygrzać w gorących źródłach, kiedy za oknem śnieg.
Wracaliśmy inną trasą i najpierw trzeba było wejść na dość strome wzgórze po wielu wielu schodach… Ale udało się! *^v^* Od tego punktu znowu głównie schodziliśmy, na szczęście po kamiennych stopniach. Na dole weszliśmy prosto w kompleks świątyń, które nie są naszym pierwszym wyborem jeśli chodzi o zwiedzanie, tym bardziej, że część budynków była w remoncie i zasłonięta białą folią a cena za wstęp bez zmian… Obeszliśmy część świątyń, w tym pięciopiętrową pagodę, która ma zawieszony wewnętrzny filar z drewna, który działa jak wahadło i wspomaga niezawalenie się budynku podczas nawet bardzo silnego trzęsienia ziemi. Taki system jest stosowany we współczesnych wieżowcach.
Kiedy obejrzeliśmy już wszystko, co było do zobaczenia, nie pozostało nam nic innego, jak tylko zabrać bagaże z hotelu, zejść na stację kolejową i poczekać na transport z powrotem do Tokio. Posililiśmy się jeszcze smażonymi manju zawiniętymi w yubę, jest to tak pyszne, że mogłabym jeść i jeść kolejne porcje!… *^o^* Robertowi też smakowały, a on nie przepada za pastą anko! ^^
W Nikko było dość rześko, a Tokio powitało nas 30-stoma stopniami i parnym wieczorem. Zameldowaliśmy się z powrotem w hotelu Horidome Villa i relaksowaliśmy się po górskich wycieczkach. *^v^*
Piątek w całości poświęciliśmy na odpoczynek, zrobienie prania i nadrobienie wpisów na bloga więc nie mam z piątku żadnych innych zdjęć jak tylko nasze jedzenie i mojego męża w japońskim stroju jinbei. *^v^* Rano wstawiliśmy pranie w hotelowej pralce i poszliśmy po śniadanie do konbini, które zjedliśmy w hotelowym lobby, przy okazji częstując się darmową kawą. Po godzinie przerzuciłam pranie do suszarki, i cały dzień oglądaliśmy telewizję w pokoju, z przerwą na obiad w pobliskim barze Yoshinoya. Taki odpoczynek bardzo się przydał naszym nogom, które od dwóch tygodni non stop robią miliony kilometrów dziennie! *^0^* A w sobotę poszliśmy do akwarium.