Poprzedniego dnia jadąc pociągiem zauważyliśmy plakat reklamujący Festiwal Róż odbywający się w ogrodzie Kyu Furukawa od końca kwietnia do 30 czerwca. Byliśmy już kiedyś w tym ogrodzie, ale w lipcu, kiedy to pozostały tylko resztki pąków na krzakach. Byliśmy ciekawi, jak to wygląda kiedy wszystkie krzaki są w pełnym rozkwicie.
Zaczęliśmy dzień od nietypowego śniadania – od burgerów w Mos Burger. Nie tak to miało być… Chcieliśmy zjeść japońskie śniadanie w sieciówce Yoshinoya, ale ponieważ trwa Golden Week i Japończycy mają wolne, wiele miejsc było nieczynnych a w innych lokalach nie było wolnych miejsc… Wreszcie poszliśmy do burgerowni i niestety znowu było tak średnio jak 12 lat temu. >< Ja wzięłam burgera z krewetek z “bułką” z ryżu, a Robert tradycyjnego mięsnego burgera z jajkiem (mówi, że nigdy nie jadł smażonego kawałka pasztetu pod nazwą burger… *^w^*).
W każdym razie, brzuchy były już trochę zapełnione, więc pojechaliśmy do dzielnicy Komagome, żeby pospacerować po różanym ogrodzie Kyu Furukawa. Park ten to jeden z dziewięciu miejskich ogrodów wpisanych na listę dziedzictwa kulturowego, składa się z dwóch części – europejskiej i japońskiej, więcej możecie o tym przeczytać w naszym poprzednim wpisie na ten temat.
Wtedy w dzień powszedni pracujący poza nami prawie nie było odwiedzających, tym razem było szaleństwo!… Tłum oglądający i fotografujący róże, stoiska z różanymi różnościami (perfumy, kosmetyki, insze inszości), budka z lodami (bardzo smaczne!), ludzi z czasem przybywało! Kiedy kupowaliśmy bilety ok. 12:00, byliśmy drudzy czy trzeci do wejścia, kiedy wychodziliśmy z ogrodu po półtorej godziny w kolejce stało ok. 50 osób, i dochodzili kolejni!
Kiedy usiedliśmy na chwilę w ogrodowym cieniu spotkała nas przemiła rzecz – pani Japonka z grupki na ławce obok poczęstowała nas kulkami mitarashi dango na patyczku! To popularna przekąska, rodzaj ryżowej pianki posmarowanej słodkim sosem na bazie sosu sojowego. *^V^*
(Film jest duży i leży na naszym serwerze, więc trzeba chwilkę poczekać aż się załaduje. Ponadto zawiera moment nagłej zmiany nastroju czytelny dla wąskiej grupy fanów Anime. Trochę więcej o tym znajdziesz na naszej stronie pielgrzymek Anime tutaj.)
Pospacerowaliśmy trochę po japońskiej części ogrodu a potem poszliśmy na stację kolejową zahaczając o świątynię Hiratsuka
i przejechaliśmy do stacji Tokyo, żeby odebrać nasze JR Passy, czyli swego rodzaju bilet abonamentowy dla podróżnych z zagranicy, uprawniający do korzystania za darmo (a raczej w zamian za wcześniejsze wykupienie JR Passa) z różnych pociągów i niektórych innych środków lokomocji. Przed wyjazdem kupiliśmy vouchery które należy wymienić na właściwy bilet już na miejscu. A ponieważ stacja Tokio sama w sobie wygląda jak małe miasteczko pełne sklepów i knajp, zjedliśmy tam też obiad w barze z makaronem soba i tempurą いろり庵. *^v^*
Na stacji Tokio zrobiliśmy jeszcze małe zakupy w stujenówce CanDo i w domu towarowym Tokyu Hands, i zmęczeni wróciliśmy do hotelu. Nasz hotel ma jedną super fajną rzecz – na 12 piętrze mieści się część wspólna dla gości – ze stolikami, bufetem kawowym i herbacianym oraz pralnią. W obliczu faktu, że w pokoju ledwo mieścimy się my dwoje i nasze walizki, i nie ma mowy o spotkaniach towarzyskich w większym gronie, takie miejsce do wygodnego zjedzenia posiłku i obgadania planów na dzień kolejny jest na wagę złota! Dlatego kolację kupiliśmy w sklepie spożywczym i zjedliśmy na miejscu w hotelu, przy okazji wstawiając porcję prania (pralko-suszarki są włączane na monety).