Lotosowe morze

Nie nudzi się Wam oglądanie jedzenia? *^w^* Jeśli nie, to proszę kolejne śniadanie – kanapka z jajkiem i tuńczykiem, jogurt, onigiri i smażone mięso na patykach (mężowe). Jak wrócę do domu to przez miesiąc będę jadła wyłącznie razowy chleb z ziarnami i dziki ryż, jak można lubić tę watę bez chrupiącej skórki?!….

Skoro jest poniedziałek, to idziemy na Ueno! *^v^*

Znowu idziemy zamiast pojechać pociągiem lub metrem, ale to chyba lubimy robić w Japonii najbardziej – złazić całe miasto wszerz i wzdłuż, najróżniejszymi ulicami i uliczkami, podziwiając zmieniające się widoki. Zwykle kończy się to tak jak dzisiaj, ponad 14-stoma kilometrami w nogach… ^^*~~

Na Ueno zajrzeliśmy do mode off – ciuchlandu i hard off/hobby off – sklepu z używanym sprzętem i figurkami, ale w tym akurat nie można było nic kupić, bo chwilowo jedynie skupowali towar a sprzedaż ma się rozpocząć 15 września. Dziwna praktyka, hm… A były tu prawdziwe perełki! Playstation I za całe 100 jenów! Albo magnetowid Betamax. *^v^*

Potem zdecydowaliśmy się pooglądać coś zielonego i poszliśmy do parku nad staw Shinobazu, gdzie przywitało nas…. morze ogromnych liści lotosów!!!

Same kwiaty były już przekwitnięte, trafiały się pojedyncze główki, ale i tak zrobiło to na nas ogromne wrażenie! Świątynia Shinobazunoike Bentendo zdawała się być pochłaniana przez zieloną nawałnicę.

W całym parku zakaz karmienia zwierząt a pan co? Sypie bułkę gołębiom!… (Albo ryż… *^o^*)

A zwierząt jest w parku Ueno dostatek! ^^*~~

Za świątynią trafiliśmy na stoisko z grillowanym śnieżnym krabem na patyku (600 jenów). Może się nie znamy, ale smakowało to jak paluszek krabowy…. Może po prostu nie był to krab najwyższej jakości tylko taka turystyczna podpucha. ^^*~~

Do hotelu wróciliśmy okrężną drogą, zatrzymując się na lunch w parku

oraz na małe zakupy w sklepie stujenowym (gdzie przypominam: wszystko można kupić za 100 jenów plus 8% podatku).

Ten malutki parczek znajduje się tuż za budynkiem Muzeum Wodociągów, no ale niestety było już za późno na wizytę. A szkoda. Ale może się jeszcze zdarzy przechodzić obok, chociaż to jest w sumie po drodze nigdzie. Dziś trafiliśmy tam specjalnie nadkładając drogi.

Po drodze udało mi się “upolować” cykadę. Pograła przez moment a potem chyba się zdenerwowała bliskością telefonu i odfrunęła!

Zaatakowała! Jakbym nie uskoczył to kto wie co by było! Insekt niby, a wygląda w locie jakby kilo ważył… Nie ma żartów! 😉

Okolica zmieniła się w biurowo-elegancką i nawet wejścia do metra zrobiły się eleganckie – tutaj zejście do stacji Shin Nihonbashi.

A to dlatego, że specjalnie obraliśmy nieco inną trasę niż zwykle i weszliśmy na “naszą” Kandę od tej najbardziej reprezentacyjnej strony. Tu znajdują się główne siedziby banków, w tym Narodowego, a przy okazji też co elegantsze marki mają tu swoje butiki. To jeden z elementów dla których Kanda tak nam się podoba, o czym już na pewno wspominaliśmy. Nie to oczywiście, że są tu butiki tylko to, że dzielnica ma wszystko – od takiego high life, prestiżu i wieżowców do małych sklepików i warsztatów rzemieślniczych z całym spektrum tego co pomiędzy tym jest “po środku”. Japonia w pigułce normalnie, tylko pól ryżowych do kompletu brakuje.

Wieczór zakończyliśmy kolacją kupioną w spożywczym Petit Maruetsu i udaliśmy się na zasłużony odpoczynek przed następnym dniem pełnym wrażeń. *^0^*