Świątynia Kanda Myoujin i dużo ryb wszelakich

Przedostatniego dnia wakacji, kiedy wreszcie temperatura nieco spadła i zrobiło się przyjemnie ciepło z mocniejszym wiatrem, wybraliśmy się na spacer po Kandzie, a konkretnie poszliśmy do świątyni Kanda Myoujin.

Zaczęliśmy od śniadania w Choco Cro – ich kanapki przez szybę wydały mi się smakowite i nawet nie były takie złe, ale umówmy się – japońskie pieczywo nie umywa się do polskiej kajzerki!… *^w^*

Po drodze do świątyni zajrzeliśmy do sklepu z alkoholem (Suzuki Liquor Sales – trafiliśmy nań w zeszłym roku przypadkiem), bo szukałam ginu Awa Gin, który tak mi zasmakował w Hiroszimie. Niestety, tej marki nie mieli, ale jak zawsze w tym monopolowym jest tasting corner i za niewielką opłatą 150 jenów można spróbować wybranych alkoholi. Zdecydowaliśmy się przetestować dwa z nich – whisky i gin, obydwa okazały się bardzo po japońsku poprawne, ale w sumie nudne…

Nie no, bez przesady nudne. Znakomicie zbalansowane smakowo, szczególnie whisky (The Matsui Single Malt Peated). Do tego Japończycy wprowadzają na rynek coraz więcej whisky torfowanych, to właśnie była taka, i po raz kolejny udowadniają, że jak już coś robią to robią porządnie.
A swoją drogą super sklep – jest sporo alkoholi do “samplowania” i drobne ale wykwintne przegryzki po paręset jenów. Normalnie imprezę zrobić można ;-).

Szintoistyczny kompleks Kanda Myoujin znajduje się w części mieszkalnej Kandy niedaleko parku Miyamoto, na sporej górze, i trzeba się do niego wspiąć po licznych schodach.

Kompletnie się nie znam na świątyniach szintoistycznych, wiem tylko, że w takich kompleksach jest przeważnie jedna duża najważniejsza świątynia i kilka mniejszych dookoła, poświęconych różnym bóstwom, mogą też być specjalne miejsca kultu jak źródło albo kamień. Zawsze znajdzie się sklepik z omikuji – małymi poświęconymi przez lokalnych mnichów symbolami “dla ochrony” lub “dla szczęścia w miłości” lub “dla bogactwa”, które kupuje się za kilkaset jenów dla siebie lub bliskich na pamiątkę. No i musi być stojak na tabliczki ema (więcej o nich poniżej).

Przy okazji, pokażę Wam kilka pięknych tabliczek ema (絵馬). Są to tabliczki, które kupuje się w świątyni, pisze na nich prośbę w jakiejś intencji i zawiesza w specjalnych miejscach na terenie świątyni. Ich geneza jest taka, że w dawnych czasach ludzie darowali świątyniom konie w intencji spełnienia swoich próśb (koń był uznawany za pośrednika między bóstwami a człowiekiem), potem zmieniło się to na obrazki z wizerunkiem konia (stąd nazwa w kanji “obrazek-koń”), a potem na drewniane tabliczki z najróżniejszymi wizerunkami – można kupić gotowe nadrukowane tabliczki przypisane danej świątyni, jakiemuś bóstwo, chińskiemu znakowi danego roku (stąd tabliczki z dzikiem, bo rok 2019 to rok Świni lub Dzika) albo narysować coś samemu! *^v^*

Ta konkretnie świątynia pojawia się ponoć (nie widzieliśmy to nie wiemy na pewno) w kilku anime. W szczególności School Idol Project. Sądząc po niektórych ema zdaje się, że również w NekoPara. I w związku z tym jest dość tłumnie odwiedzana przez fanów, z których spora grupa na prawdę świetnie rysuje!

A z kolei tu widać, że do świątyni trafiają też różni dziwni gaikokujini ;-).

Zejście ze świątynnej góry było równie strome jak podejście od drugiej strony! ^^*~~

Wyskoczyliśmy jeszcze na drobne zakupy na Ueno, gdzie nabyliśmy zegar do mieszkania z postaciami z jednego z naszych ulubionych anime Moyashimon!… *^O^* (mysz komputerowa dla porównania rozmiaru!)

To faktycznie świetne znalezisko, bo raz że za grosze a dwa, że ja nie pamiętam żebym z Moyashimon widział w życiu choć jedną figurkę czy jakiś inny gadget. To świetne anime, ale raczej niszowe.

Ale wracając do Ueno – ponownie seria zdjęć z Ameyoko (ulicy handlowej przy stacji) jeśli jeszcze się wam nie znudziły…

Jak również zakupiliśmy kapelusz dla męża. Mierzył kilka kolorów i ten pasował najlepiej! ^^*~~

I zajrzeliśmy do sklepu ze słodyczami Nikinokashi. Oszaleć tam można, jeśli jest się miłośnikiem słodkości, chociaż i słone przekąski kuszą z każdego kąta! *^w^*

Gdyby nie wspomniane już przy okazji “pielgrzymki anime” w tym roku Dagashi Kashi, to byśmy może tak nie reagowali. No bo wiele z tych słodyczy czy przekąsek jest dość enigmatyczna i nie bardzo nawet wiadomo jak się za nie zabrać. Ale anime owo otworzyło nam oczy na zupełnie nowy element Japonii, i tak już chyba zostanie. Szczególnie, że druga seria anime już jest! A wśród tego co do tej pory spróbowaliśmy jest sporo absolutnie genialnych smaków i pomysłów.

Na obiad pojechaliśmy na Ningyocho do susharni Kaisen Misakiko (海鮮三崎港 人形町店) i tu zostawię Was ze zdjęciami nigiri, bo komentarz jest zbędny! *^V^*

Zawsze kiedy tam jesteśmy, a wracamy tam przynajmniej raz każdego wyjazdu od 2014-go roku, przypomina mi się jak tam trafiliśmy po raz pierwszy. Szliśmy z naszymi znajomymi we czwórkę szukając jakiegoś miejsca żeby wieczorem zjeść, popić, posiedzieć i pogadać. I stanęliśmy przed shushiarnią zaraz obok, która poza szybą miała na wystawie butelki nihonshu i piwo. I wtedy podjechała do nas dziewczynka w wieku gimnazjalnym chyba, w mundurku szkolnym i na rowerze, i… odezwała się całkiem składnie i po angielsku, że ona poleca knajpkę obok, bo mają tam super sushi i to jest knajpka jej rodziny. Odpowiedzieliśmy, że bardzo dziękujemy i że w sumie to szukamy bardziej baru niż restauracji, ale że na pewno wrócimy kiedy indziej. No i jakoś tak czuliśmy się zobowiązani tą obietnicą więc faktycznie kilka dni później sami już wróciliśmy tam na lunch. Od tego czasu wracamy regularnie, ale nigdy już nie widzieliśmy tej dziewczynki, a dziś to już dziewczyny, zapewne córki właścicieli. A szkoda, bo nie było okazji podziękować za polecenie świetnej restauracji. Ciekawe, czy by pamiętała… Dziś jest już pewnie na studiach…

Na koniec jeszcze kilka widoków z naszej drogi powrotnej do hotelu przez Ningyocho.

6 thoughts on “Świątynia Kanda Myoujin i dużo ryb wszelakich

  1. te mini ogrodeczki sa rozczulajace i najwyrazniej nikomu nie przeszkadzaja…. chcialabym cos takiego na ulicach w Warszawie zobaczyc hehe

    • Są tu bardzo często, czasami fronty i boki domów toną w doniczkach! W dużych miastach domu przylegają do siebie na wyciągnięcie ręki, nie ma kawałeczka ogródka więc ludzie tak sobie uprzyjemniają chociaż wejście do domu. *^v^* Poza tym klimat jest cieplejszy niż w Polsce i takie rośliny mogą stać na zewnątrz przez cały rok (przynajmniej w Tokio), u nas kiedy zimą temperatura spada do minus 15 stopni, no to już by nie postały…

  2. Pamiętacie, że “czerwony kapelusz jest właściwie zawsze podejrzany”? 😀 Tu przede wszystkim twarzowy, ale jakby napatoczył się jakiś brunet wieczorową porą, to lepiej pamiętać 😉
    Bardzo mi się podoba ta swojska strona Japonii w Waszych opowieściach. Swojska w sensie Waszego tam czucia się u siebie. Dziękuję, że dzielicie się tym na blogu!

    • Mam nadzieję, że mój mąż nie wyda się nikomu podejrzany w tym kapeluszu! *^V^* Jest do rany przyłóż i na pewno do nikogo nie wykonuje denerwujących telefonów wieczorową porą!… *^O^*
      Bardzo nam miło!!! Chociaż ta podróż powoli dobiega końca, nieustannie zapraszamy na kolejne, które mamy nadzieje się odbędą już niebawem! ^^*~~

  3. ta świątynia jest głównym punktem anime Love Live! . też nie oglądaliśmy , ale w nowy rok pełno było tam otaku i nawet mamy gdzieś zdjęcie z tablica i autografami seyou z tego anime 🙂

Leave a Reply to jestem zielona Cancel reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *