Wszystko co dobre (i niedobre też!) kiedyś się kończy, i skończył się nasz pobyt w hotelu Ohito. Ze względu na #wannęnabalkonie, darmowy transfer ze stacji do hotelu i z powrotem, basen otoczony japońskim ogrodem, ping ponga – dajemy temu miejscu wysoką ocenę, ale z kolei jedzenie było takie sobie a wspólne łaźnie jak na taki duży hotel to był żart, jeden basen bez dodatkowych kąpieli, jacuzzi, itp!… Teraz już wiemy, że kupując nocleg z wyżywieniem w onsenie interesuje nas wersja “gourmet” a nie “half-board” bo to oznacza zwyczajną stołówę i może owszem, jedzenie nie jest tragiczne, ale też nie takie, jakiego się spodziewamy.
Żebyż to było takie proste… Niestety nigdy nie wiesz do końca jak to będzie! Bo tak naprawdę w naszym pierwszym ryokanie kupiliśmy half-board właśnie i dostaliśmy cuda. W drugim do wyboru był HB lub HB gourmet i wzięliśmy HB gourmet ale… nie wiemy jak by się to skończyło, bo to był wyjazd który musieliśmy przełożyć no i odwołać tę rezerwację. Trzeci ryokan to też było HB i tu pierwszy raz okazało się, że w tej opcji posiłki są w stylu „baikingu” (czyli „viking”, co z jakichś przyczyn w Japonii jest określeniem szwedzkiego stołu ;-)) a nie serwowane do stołu czy z góry z definiowane. Ale to „baikingu” było jak się okazało bardzo dobre – to był zeszły rok i Shimobe Onsen. A tym razem też „baikingu” i zupełnie stołówkowo… Zaś wspomnianej opcji „gourmet” tak w ofertach za bardzo się nie widuje. Wniosek: przyjmujemy na klatę tę loterię albo kupujemy np. tylko śniadania i szykujemy się finansowo na kolację a la carte. No – było, minęło. Następny raz dla odmiany powinien być dobry :-).
Wymeldowaliśmy się, wróciliśmy busikiem na stację, a stamtąd przejechaliśmy pociągiem najpierw do miejscowości Mishima, skąd złapaliśmy osobowy do Atami, a tam pospieszny do stacji Tokio. Jeszcze jedna stacja linią Yamanote do Kandy i za chwilę (w sumie po trzech godzinach) byliśmy znowu w hotelu Sotetsu Fresa Inn! *^o^*
Zatęskniłem za JR Passem. Skończył się planowo po tygodniu, a nie kalkulowało nam się kupować go na dwa, niemniej „tłuczenie się” zwykłymi pociągami 3h zamiast śmignąć 3/4 tej drogi shinkansem było męczące nieco. Oczywiście całą drogę „tłukliśmy się” wygodnie siedząc w czystych, pozbawionych charakterystycznego smrodku wagonach, z których każdy był klimatyzowany a pociągi te poruszały się z prędkościami co najmniej 80km/h (ten do Mishimy, bo to straszna prowincja i tam jest jeden tor tylko, mijanki na stacjach) lub coś 120-140km/h (drugi osobowy i pośpieszny później). O dojazdach i przyjazdach co do minuty nie wspomnę… No ale wiadomo – do lepszego człowiek się szybko przyzwyczaja.
Tym razem dostaliśmy pokój na dziewiątym piętrze, na końcu korytarza, co oznacza, że mamy dodatkowe 10 cm szerokości pokoju!!! *^V^* Wiem, to brzmi jak ironia, ale to naprawdę robi różnicę i pozwala nam nieco lepiej rozstawić walizki. Ogarnęliśmy się nieco, przepakowaliśmy rzeczy i pobiegliśmy na obiad, bo już nam nieźle burczało w brzuchach!
Robert przypomniał, że mieliśmy odwiedzić miejsce, które w zeszłym roku odkryli Lena z Wojtkiem, kiedy byliśmy w Tokio we czwórkę, a mianowicie “100 Hour Curry”, no to poszliśmy na curry. Smak nie zmienił się, nadal jest to bardzo dobry sos z pysznymi dodatkami, dobrze wiedzieć, że pewne rzeczy są niezmienne! *^v^*
Popołudnie spędziliśmy na zakupach między Okachimachi a Ueno. Powoli zbliża się koniec naszych tegorocznych japońskich wakacji a więc czas na kupienie pamiątek i prezentów dla naszych bliskich.
Odwiedziliśmy trzy sklepy ze słodyczami i przekąskami (dagashiya) i połaziliśmy po bazarze na Ameyoko.
Odkryliśmy dagashiyę prawie taką, jaką znamy z anime “Dagashi Kashi”, no, przynajmniej część wielkiego sklepu tak wyglądała – pojemniki z małymi tradycyjnymi słodyczami, na jakie dzieci dostawały kieszonkowe kilkadziesiąt jenów. No bo popatrzcie na ceny, zaczynają się od 10 jenów za chrupki kukurydziane! *^V^* Wypróbowaliśmy już owe chrupki – umaibou (うまい棒 – dosłownie “smaczny patyk”), smak zupy kukurydzianej i cukrowej laseczki, obydwa były przepyszne i rzeczywiście oddawały smak opisany na opakowaniu!!!
Potem postanowiliśmy sobie powróżyć z cukierków – na blistrze mamy zestaw napisów pod poszczególnymi cukierkami, np.: “miłość”, “przyjaźń”, “wycieczka”, “praca domowa”… *^w^* Wybieramy temat, na jaki chcemy sobie powróżyć, wyciskamy cukierka i patrzymy, jaki jest symbol na folii pod spodem. Ja wybrałam “sport” i wyszło mi, że mój planowany powrót na siłownię jesienią ma niezłe perspektywy – ややよい, natomiast Robert zapytał o swoje zdrowie i wyszło mu, że będzie ふつ czyli średnio, nie dobrze ale i nie źle, z czego się nawet ucieszył! >o< Cukierki w blistrze bardzo smaczne!
I czas było wracać do hotelu i wypocząć, niestety już bez #wannynabalkonie… *^w^*
A żeby przekazać wam nieco klimatu jaki wieczorem panuje w okolicy Okachimachi i Ueno prezentujemy krótki film ze spaceru. Ciężko to opisać, pokazać nieco łatwiej chyba…