Dwa ogłoszenia na początek: po pierwsze, przypominam, że zdjęcia można kliknąć i powiększyć. A po drugie – do naszych stałych Czytelników – to nasza szósta podróż do Japonii i uprzedzam lojalnie, że szczególnie w Tokio mamy swoje wydeptane ścieżki i na pewno wrócimy w wiele miejsc, które odwiedzaliśmy już podczas poprzednich pobytów. Z tego powodu wpisy mogą nie zawsze być świeże i zaskakujące, bo już o tym czytaliście i to widzieliście na tym blogu. Uprasza się o nierzucanie pomidorami w autorów!… *^o^*~~~
Przez kilka miesięcy wcale o tym nie myślałam, a potem, kiedy w maju kupiliśmy bilety i zarezerwowaliśmy hotele, nagle zapragnęłam jechać już, natychmiast!… Niestety, trzeba było jeszcze poczekać trzy miesiące, ale jak zwykle w takich przypadkach, najpierw czas zwolnił i prawie wcale nie zauważałam jego upływu, a potem nagle zrobił się 6-ty sierpnia i jechaliśmy na lotnisko! *^O^* W tym roku udało nam się kupić bilety na najlepsze linie lotnicze i połączenie – przez Helsinki JAL-em.
(Wiem, ktoś zapyta, dlaczego nie latamy LOT-em, w końcu to bezpośredni lot z Warszawy, wygodny bo bez przesiadek. Otóż jednym z powodów jest to, że LOT oferuje tylko po jednym bagażu 23 kg na osobę, a kupując przelot liniami JAL albo ANA/LH mamy po dwie takie walizki na głowę. A kiedy leci się na wakacje na prawie miesiąc i przywozi tonę zapasów żywieniowych, to ma znaczenie! *^v^* Innym powodem jest to, że JAL ma wyjątkowo wygodne samoloty – układ siedzeń, sama ich wielkość i odległość między rzędami sprawia, że dla osób wysokich jak my dziesięciogodzinna podróż nie jest katorgą! A cena jest w zasadzie taka sama…)
The best Economy Class and Economy Class Seat 2019 (Najlepsza klasa ekonomiczna i najlepsze fotele w klasie ekonomicznej, edycja 2019) – w zasadzie nie ma tu już nic do dodania. Może to, że JAL dostaje te nagrody od kilku lat, zawsze. średnio 15cm miejsca na nogi więcej (bo ustawiamy rzędy foteli rzadziej) i 5-8cm szersze miejsca (bo mamy 2-4-2 w rzędzie, a nie 3-3-3 jak wszyscy inni, czyli 8 foteli a nie 9). I jak na klasę ekonomiczną duże i bardzo płynnie działające monitory systemu rozrywki pokładowej. I Stewardesy którym wyraźnie zależy na tym, żeby klient poczuł się Wielce Szanownym Klientem (okyaku-sama) nawet, jeśli jest “frajerem” z klasy ekonomicznej. Po prostu JAL ma styl, którego dziś inny liniom z którymi mieliśmy do czynienia naszym zdaniem mniej lub bardziej brakuje.
Tym razem lot przebiegł bardzo sprawnie, do Helsinek godzina czterdzieści – ledwo człowiek się rozsiadł w samolocie a już trzeba było wysiadać! A potem 8 godzin 50 minut, które minęły błyskawicznie i z których niestety nie przespaliśmy ani minuty… Ja obejrzałam dwa filmy a Robert zawzęcie walczył z układaniem Szanghajskiego majonga! *^v^* Jedzenie na pokładzie w strefie średniej i pani stewardessa zaliczyła niezłą wpadkę, bo… zapomniała o tym, o co ją poprosiłam! Do kolacji zupę miso rozdawali razem z innymi napojami, ale do śniadania nie, więc zapytałam czy mają – tak, mają, czy przynieść jedną czy dla męża też? Tak, mąż potwierdził, że też chce. Pani się jeszcze upewniła dwa razy, że dwie miseczki zupy miso dla nas i poszła do kuchni. Siedzieliśmy na przedostatnich siedzeniach tuż pod kuchnią, ale jakimś cudem na tej niewielkiej odległości dwóch kroków udało jej się o nas zapomnieć!…. *^n^* Zjedliśmy śniadanie, panie posprzątały tace, przyniosły jeszcze raz napoje, posprzątały kubeczki po napojach. Prawie lądujemy i nagle przybiega nasza stewardessa i bardzo mnie przeprasza, że zapomniała o tej mojej zupie miso! *^V^* No cóż, każdemu się może zdarzyć, nie byłam upierdliwym pasażerem z pretensjami. ^^
Japońska technologia powstrzymania wody od kapania w dół – serwetka i dwa kawałki taśmy! *^W^* (podczas lądowania coś się rozszczelniło w nawiewie powietrza…
Widoki za oknem.
Po wylądowaniu i przejściu przez odprawę pierwsze kroki skierowaliśmy na pocztę (trzecie piętro), gdzie czekał już na nas zamówiony wcześniej mobilny Internet. W drodze powrotnej z trzeciego piętra zahaczyliśmy o miejsce przypadkiem wypatrzone przez Roberta na planie Narity. A mianowicie Anime Tourism! *^0^* Mały zakątek z mapą 88 istniejących miejsc związanych z różnymi anime – część z nich jest w Tokio, a reszta rozsiana po całej Japonii. Pobraliśmy mapkę poglądową w celu przestudiowania na spokojnie w hotelu (chociaż Robert chwilkę pomarudził, że jak tak wszystko jest podane na tacy to już nie ma tej radości i satysfakcji z osobistego tropienia tych miejsc podczas oglądania anime, i coś w tym jest – coś podane wprost na tacy nie cieszy aż tak bardzo ^^).
Od razu też poszliśmy do stanowiska linii kolejowych JR, żeby odebrać nasze JR Passy (wcześniej kupuje się vouchery, które po przylocie należy wymienić na właściwe przepustki kolejowe. Z kolei, – niezamierzona gra słów, hehe…- vouchery owe można kupić tylko poza terenem Japonii, nie można ich dostać tu na miejscu, pamiętajcie o tym planując podróż!) oraz zrobić rezerwacje na miejsca w pociągach, którymi planowaliśmy jeździć po Japonii przez tydzień. Trochę się martwiłam, jak to będzie z tymi miejscówkami, bo pierwszy etap podróży zaczynamy 14-go sierpnia, drugiego dnia święta Obon (Święto Zmarłych), kiedy Japończycy jeżdżą po całym kraju odwiedzając rodzinę i groby przodków, ale i tak nic nie mogliśmy na to poradzić – miejsca na tę część kraju, w której mieliśmy zamiar jeździć można zarezerwować w kasie na miejscu, już z JR Passem w ręku, czyli z Polski zdalnie się nie dało. Na szczęście bez problemu udało nam się zrobić rezerwację miejscówek na ten dzień, i jeszcze na drugi pociąg, więcej czasu pan w okienku JR już nie chciał/nie mógł nam poświęcić, bo była spora kolejka, ale i tak byliśmy zadowoleni, resztę miejscówek postanowiliśmy zdobyć na innej stacji już na spokojnie w Tokio. No, bo Narita nie znajduje się jak można się domyślać w centrum miasta, ale na obrzeżach, i do hotelu czekała nas jeszcze ok. półtoragodzinna podróż pociągiem z przesiadką.
No zarezerwować, to się da zdalnie ale… tylko na JR East, czyli spółkę obsługującą +/- pół Japonii. A my jak raz potrzebujemy jechać tam, gdzie jest JR West, a tam się już nie da. Jak widać koleje w Japonii też mają swoje problemy, jak u nas ;-).
Najpierw przejechaliśmy pociągiem linii Keisei do Funabashi, gdzie złapaliśmy pociąg JR Sobu Line w kierunku Zushi, który dowiózł nas do stacji Shin Nihonbashi, a stamtąd mieliśmy już kilkaset metrów na piechotę do hotelu, ponieważ znowu mieszkamy w dzielnicy Kanda! *^o^* Kilka słów o tegorocznej pogodzie….
Jest upał. Nie, nie jest to najbardziej gorąca pogoda z jaką mieliśmy do czynienia (tak było kiedyś w Dubaju, kiedy mieliśmy przesiadkę i w środku nocy wychodziliśmy z samolotu do autobusu wiozącego nas na terminal, suchy żar niczym z rozgrzanego pieca!…). W Japonii powietrze ma wyższą wilgotność niż w Polsce (o Dubaju nie wspomnę…), i w związku z tym dużo łatwiej nam się oddycha przy tych temperaturach, a powiem Wam, że 35 stopni odczuwalna 39 stopni to nie przelewki! W telewizji pokazali, że dziś w dzielnicy Ginza zanotowano temperaturę 42 stopnie!… Ludzie robią co mogą – noszą parasole przeciwsłoneczne, elektryczne malutkie wiatraczki albo papierowe wachlarze, mokre ręczniki wokół szyi – znajoma poleciła nam specjalne ręczniki, które zmoczone robią się bardzo zimne i chłodzą, zakupiliśmy i od jutra będziemy testować! W telewizji przypominają, żeby pryskać zimną wodą na nadgarstki i dużo pić. I już widzę, że niepotrzebnie zabrałam te kilka kosmetyków do makijażu, nie ma mowy o nakładaniu kremu BB czy cieni, zabezpieczę twarz kremem z filtrem, który będę w trakcie dnia zapewnie ścierać razem z warstwą potu i dokładać. Natomiast cieszę się, że zabrałam luźne lniane sukienki i koszule/narzutki z długimi rękawami, takie ubrania są o niebo lepsze w upały niż oblepiające ciało spodenki i koszulki, które odsłaniają dużo skóry i człowiek narażony jest na poparzenia słoneczne. (Jutro przed wyjściem wysmarujemy się kremem z filtrem na wszystkich odkrytych powierzchniach!)
W każdym razie, do hotelu dotarliśmy o 12:30 i okazało się, że zasada to zasada – meldować się można od 15:00… Z radością przyjęli na recepcji nasze bagaże, ale na pokój musieliśmy poczekać. Wyobrażacie sobie moją udrękę?… Byłam po ponad dwudziestogodzinnej podróży, częściowo w niesamowitym upale, we wczorajszych ubraniach, brudna i spocona, w podkolanówkach uciskowych ze względu na długi lot (guzik to dało, to znaczy owszem, podczas lotu było spoko, ale jak tylko je wieczorem zdjęłam, od razu spuchły mi nogi z powodu upału…), i nie mogłam iść pod prysznic i się przebrać, w takim stanie musiałam iść na miasto spędzić gdzieś te 2,5 godziny. Tylko resztki dobrego wychowania (albo skrajne zmęczenie z niewyspania) powstrzymały mnie od zrobienia awantury w recepcji, no ale co zrobisz jak nic nie zrobisz?… Poszliśmy zatem najpierw do kawiarni na piwo i solony sok z arbuza z lodem (PYCHA!!!), potem kiedy minęła pora lunchowa i przeludniły się lunchownie (pamiętajmy, że Kanda jest w tej części dzielnicą biznesową i salarymenów jak mrówków!) przenieśliśmy się na obiad na zimny makaron z dodatkami (冷やし中華, mieszamy składniki z sosem, bardzo orzeźwiające danie, robiłam je też w Polsce) i pierożki. A na koniec w drodze do hotelu zaopatrzyliśmy się we wcześniej wspomniane ręczniki chłodzące, i jakoś ten czas zleciał.
Reszta tego dnia nie była zbyt ekscytująca – prysznic, trzygodzinna drzemka, potem poszliśmy jeszcze do konbini na kolację i ten niesamowicie długi dzień, który trwał od wtorkowego poranka zakończyliśmy wypiciem piwa i highballa w pobliskim parku. Wiem, brzmi to nieco żulersko, *^w^*, ale sytuacja jest taka, że pokój mamy znowu wielkości niezachwycającej!… To znaczy, sam pokój może nie należy do tych najmniejszych (w końcu to Sotetsu Fresa Inn, a nie APA, gdzie nawet z damską torebką trudno jest się w pokoju zmieścić…), ale mamy łóżko szerokości 180 cm… Możemy się po tym łóżku ganiać, za to miejsca na walizki nie ma wcale, o wygodnym posiedzeniu sobie z piwkiem nie wspomnę. Zresztą, na koniec macie zdjęcie naszego “centrum dowodzenia” czyli pisania bloga – ja z komputerem przy biureczku pod telewizorem, Robert na stołku podwalizkowym z tabletem na mojej walizce (która stoi w pionie zamknięta z ubraniami w środku, bo nie mam jej gdzie położyć i nie ma szafy…). Próbował siedzieć na łóżku oparty o ścianę, ale nie jest to zbyt wygodne.
Tyle na dzisiaj, na jutro zaplanowaliśmy grubych facetów (prawie) bez odzieży, Niezbędne i Niedrogie Zakupy oraz lunch w parku, zapraszamy! *^-^* A w poniedziałek od południowego wschodu do Tokio podejdzie tajfun…
Cudownie! Ja to najbardziej Wam zazdroszczę sklepów papierniczych, na początku września zaczynam nowy zeszyt do bujo i tęsknym okiem patrzę na japońskie notatniki. Eh!
Nic nie mów! Ja jestem pies na artykuły papiernicze, a tutaj są wyjątkowo urocze, ale też bardzo przemyślane i praktyczne, z trudem się powstrzymuję, żeby nie nakupić tony tego wszystkiego!… *^V^* Zresztą, wszystko występuje w takich przesłodkich wersjach, od kiedy tu przyjeżdżam to rozumiem, skąd czasami na filmach w japońskich domach bywa taki bajzel, że tylko dziada z babą brak! Nie można się powstrzymać od gromadzenia… *^w^*
Wasze relacje sa kapitalne, czekam na nie co roku i czytam z takim entuzjazmem jakby to byly moje wakacje… bawcie sie dobrze !
Bardzo się cieszymy! ^^*~~ Postaramy się pisać zajmująco!
Powtarzajcie się do woli! Bo przecież tak naprawdę się nie powtarzacie, panta rhei i Wy też trochę inaczej odbieracie te same miejsca 🙂 Pogoda brzmi trochę strasznie, ale mam nadzieję, że nie da się Wam za bardzo we znaki. Trzymam kciuki, żeby tajfun osłabł.
A wiesz, że tutaj rzeczywiście nic nie jest takie samo jak wcześniej? Burzą jeden budynek, na jego miejsce wstawiają nowy, zamykają nam sklepy ale potem otwierają szybko coś innego, ciągły ruch w interesie! *^v^* Pogoda jest męcząca, natomiast dobrze, że jest tutaj tak wysoka wilgotność, dużo łatwiej nam się oddycha niż w Polsce przy upałach. Kciuki na tajfun podziałały, zaczął zwalniać i skręcać na zachód i wygląda na to, że w ogóle ominie Tokyo! *^V^* (Za to na razie wygląda, jakby miał nas dopaść 14-go w Hiroszimie, więc nie puszczaj jeszcze tych kciuków!!!)
Wpis rewelacyjny, jeśli jest taki start to ja kupuję konserwy i waruję przy blogu 😉 Bawcie się dobrze <3
Bardzo dziękujemy! Możemy podesłać japońskie konserwy, ramen w torebkach i cup nnoodles!… *^o^*
Jak dla mnie możecie się powtarzać 🙂 Z podekscytowaniem czekam na Wasze relacje z podróży. Przepiękne zdjęcia i świetne komentarze sprawiły, że też zainteresowałam się Japonią:-)))) Powodzenia!!!!!!
Niezmiernie nam miło! *^V^* W takim razie jutro jedziemy tam gdzie byliśmy podczas każdego pobytu w Japonii i postaramy się o tym interesująco napisać! ^^*~~
Super relacja! Nie czytałam poprzednich, wiec z przyjemnością przeczytam wszystko. Udanych wakacji!
Bardzo dziękujemy! *^V^*
Czasami się zastanawiam, jakie bzdury wypisywałam w 2011 roku, przydałoby się to kiedyś przeczytać i skorygować zgodnie z naszą aktualną wiedzą… ^^*~~
Absolutnie!!! Zadnych korekt!!! Potym widac jak chloniecie Japonie i jak mozna ja poznawac z punktu widzenia przecietnego Europejczyka????????
matko, przez te moje podróże zagapiłam się z Fumami … ale wiernie śledzę na insat 😀
Ja raz leciałam lotem do Japonii i nigdy więcej nie planuję, brudno w tym drimlajnerze, obsługa ujdzie, jedzenie takie se, odgórnie rozszadzili nas gdzieś po samolocie, ale wisienka na torcie była opadająca deska w ubikacji…
Zdecydowanie moją ulubioną linia na tej trasie jest Finair + JAL, także dolączam się do klubu ^v^
Cześć. Bardzo fajnie się Was czyta. Cieszę się że tutaj trafiłam bo skarbnica wiedzy ogromna a my planujemy miesiąc w Japonii w przyszłym roku. Mogę wiedzieć przez jaką stronę kupowaliście bilety na lot JAL-em?
Bardzo nam miło! *^v^*
W tym roku kupowaliśmy bilety na stronie esky.com, już drugi raz zresztą i nie było żadnych problemów. Zazwyczaj takie serwisy biletowe mają lepsze ceny niż linie lotnicze. JAL jest połączony z Finnair/Norra, jeśli będziesz miała wybór, proponuję na tym długim odcinku wybierać lot rejsem obsługiwanym przez JAL właśnie, a nie przez Finnair, jest wygodniej i lepsze jedzenie. ^^*~~