Mieliśmy dzisiaj iść do zoo w dzielnicy Ueno. Ale tak jakoś wyszło, że po drodze ze stacji do parku zagubiliśmy się w Ameyayokocho (Ameyoko), sieci uliczek z pamiątkami, przekąskami, ciuchami, i niewiadomoczymjeszcze… *^w^*~~~ (odsyłam do relacji z naszego poprzedniego pobytu, jest więcej zdjęć ryb i owoców morza, ach, mogłabym wśród nich zamieszkać!…)
Czy to sklep z zabawkami? Albo przedszkole? Nie! To posterunek policji! *^O^*~~~
Na obiad poszliśmy do tego samego baru z tempurą co poprzednim razem i porcja po trzech latach wyglądała prawie tak samo! *^o^* (z jedną różnicą, tempurę podają teraz na osobnym talerzyku, a wtedy leżała bezpośrednio na ryżu).
Obok baru z tempurą znajdował się sklep z tradycyjną muzyką japońską Enka i piosenki cały czas umilały nam obiad. *^o^*
Na Ameyoko Marti kupiła buty (z konieczności), ja kupiłam yukatę (z turystycznej zachcianki ^^*~~), i poszliśmy spacerkiem ku Asakusie. Podziwiajcie japońską myśl architektoniczną, jak jest mało miejsca to buduje się wąskie domy, ot co! *^v^*
A kiedy idziesz przez Tokio i widzisz, że zbliżasz się do budynku z balkonami-filiżankami oraz do wielkiej głowy kucharza, to wiesz, że zaraz będzie Kappabashi dori, czyli ulica z najróżniejszymi utensyliami kuchennymi oraz wyposażeniem barów i restauracji.
W niektórych sklepach można robić zakupy detaliczne, w innych tylko hurtowe, my kupiliśmy drobiazgi (młynek do ziaren sezamu, dozownik do sosu okonomi, zaparzacz do herbaty), obejrzałam też mój wymarzony podzielony na pół garnek do nabe, ale jego cena trochę mnie zaskoczyła i ten zakup muszę przemyśleć…
W jednym ze sklepów z ceramiką trafiliśmy na talerze i miseczki “inspirowane” naszym Bolesławcem, nawet mają to w opisie, chociaż nie przypominam sobie, żeby naszymi daniami narodowymi było curry czy makaron, a tak stoi w opisie. *^w^*
Patronem ulicy Kappabashi jest Kappa, postać z japońskiego panteonu pomniejszych bóstw, i pod pomnikiem złotego Kappy zrobiliśmy sobie pamiątkowe zdjęcie.
Nie pytajcie, nie wiem…. *^o^*
Stąd było już całkiem blisko do świątyni Sensoji, od której poszliśmy uliczką z pamiątkami do Kaminarimon (Bramy Piorunów), i doszliśmy do rzeki Sumida. Po drodze zrobiliśmy jeszcze kilka zdjęć i spacerkiem szliśmy do stacji metra Oshiage, skąd odjeżdżały nasze pociągi do domu/hotelu. Było już po 18-stej, zaczęło zachodzić słońce i zrobił się nastrojowy wieczór.
Od Bramy Piorunów mieliśmy już dobry widok na budynek browaru Asahi w kształcie szklanki z piwem ze słynną Złotą Kupą obok, wszystko to autorstwa Philippa Starcka. Złoty “płomień” ma podobno symbolizować “płonące serce piwa Asahi”, ale sami Tokijczycy nazywają go adekwatnie do wyglądu…… *^O^*~~~ Oraz Tokyo Sky Tree (tego pana trudno przeoczyć!…).
U stóp Tokyo Sky Tree znajduje się oczywiście centrum handlowo-usługowe (m.in. akwarium, do którego chcemy przyjechać). Stąd było już tylko kilka kroków do stacji metra, na której pożegnaliśmy się z Marti i Michałem, i wróciliśmy do hotelu.
Mamo, patrz! Piesek w kawiarni! (Za chwilę okazało się, że był tam taki sam drugi buldożek, a w ogóle była to kawiarnia obok sklepu ze wszystkim dla psów i ich właścicieli. *^v^*).
Bardzo mi się spodobały te wąskie domy i filiżanki 🙂
Tutaj ulica często wygląda bardzo wesoło i kolorowo, bo sklepy lub ulice branżowe czy restauracje mają piękne lub szalone szyldy. Moim zdaniem to upiększa wygląd miasta i czyni je interesującym.