Co ja tu będę dużo pisać o shinkansenach… Pozazdrościć!!!
W sumie z wielu powodów. Bardzo szybkie, czyste i pachnące, wygodne, ruszają i dojeżdżają do miejsca przeznaczenia o czasie. Czego chcieć więcej od pociągu?
Mieliśmy dużo szczęścia, że na przejazd do Hiroszimy wybraliśmy 14-go sierpnia. Zapowiadany i śledzony na mapie od kilku dni super tajfun miał spotkać się z lądem następnego dnia od południowego zachodu i już w środę na stacji czytaliśmy zapowiedzi odwołanych pociągów na czwartek. Na stacji w Hiroszimie zobaczyliśmy dłuuuugaśne kolejki do kas, bo ludzie próbowali zmienić bilety na shinkansen na jakieś inne i dojechać tam, gdzie chcieli. W tv pokazywali wypowiedzi podróżnych, którzy mówili, że nie jeżdżą pociągi ani autobusy i muszą zostać tam gdzie są na noc w hotelu i próbować złapać jakiś transport następnego dnia… To miał być nasz pierwszy w życiu tajfun i zupełnie nie wiedzieliśmy czego się spodziewać. Próbowaliśmy nawet zmienić kierunek podróży i zamiast do Hiroszimy pojechać gdzieś na północ od Tokio, ale było za późno na bezpłatne odwołanie rezerwacji hotelowej.
W środę dojechaliśmy do Hiroszimy przed 14:00 i od razu w drodze do hotelu musieliśmy rozłożyć parasolki (Robert musiał nawet takową kupić! ^^). Na szczęście nasz hotel The Royal Park Riverside był blisko, więc znaleźliśmy się tam w oka mgnieniu. Pokój dużo wygodniejszy niż w Tokio!
No bo to Hiroshima! Trochę prowincja, żeby to delikatnie ująć. Ceny hoteli tu są znacznie przyjaźniejsze niż w Tokio, a raczej za podobną cenę można po prostu dostać dużo większy pokój. Dużo większy to znaczy mniej więcej jak 2/3 normalnego europejskiego, ale w porównaniu do Tokio to jest duży, wygodny pokój! Do łóżka można podejść z dwóch stron! I jest okno z widokiem. A w łazience nie da się opierać rękami o przeciwległe ściany jednocześnie. Oraz ma łazienka okienko do pokoju ;-).
I a propos tej fontanny to jest jakaś tajemnicza sprawa w ogóle. Bo ona się nazywa 翔く未来に向けて (kakumirainimukete – Zwróćmy się w kierunku przyszłości), ale konia zrzędę* temu, kto znajdzie informację na temat tego kto i kiedy ją zaprojektował/wykonał i co mu przyświecało w ramach idei. Nawet japońska Wikipedia milczy w tej sprawie, a na Google Maps jej w zasadzie nie ma zaznaczonej jako obiekt. Jest jak się Google Maps ustawi na japoński, ale po angielsku niet, nie suszczestwujet, to jest nie-fontanna… Jedyne czego dowiedzieliśmy się z internetów japońskich to to, że miejscowi mówią na nią お尻 (oshiri, znaczy dupa, no może bardziej tyłek). Cóż, nie bez powodu. Cud, że ktoś w ogóle w Internetach wie jak się ona naprawdę nazywa…
* – copyrights tego powiedzenia należą do Tibi – pozdrawiamy!
Odpoczęliśmy trochę i wieczorem wyruszyliśmy na poszukiwanie słynnych hiroszimskich okonomiyaki! Danie to różni się od wersji z Osaki – w Osace wszystkie składniki miesza się z ciastem natomiast w Hiroszimie osobno po kolei smaży się składniki warstwami i układa na sobie, zaczynając od makaronu (soba albo udon). Nie chcieliśmy iść tak po prostu do baru, który znamy z poprzedniej wizyty w Hiroszimie, więc na google maps wyszukaliśmy inne miejsce z wysoką oceną. Niestety, nie udało nam się tego baru znaleźć… Google maps czasami pokazuje miejsca, których (już) nie ma, czasami nie pokazuje tych istniejących… W tej sytuacji przenieśliśmy się na stację kolejową do baru Negian.
Po pierwsze: hiroshima style okonomiyaki różnią się też tym, że mają makaron w sobie w ogóle. Kansai style nie mają, a w Hiroshimie daje się sobę albo udon.
Po drugie: pierwsza knajpa to nawet była, ale zamknięta na Obon. Druga nie istniała w miejscu wskazywanym przez Google ale to jest tutaj norma: Google po prostu ma za małą rozdzielczość i za słabe możliwości wprowadzania korekt. Sprawy nie ułatwia fakt, że w “kwartale” uliczek w którym szukaliśmy tych knajp jest tak na oko (licząc po Google Maps) ~95 budynków ułożonych na powierzchni ~2500m2 (jakieś 40x60m). Praktycznie w każdym z owych budynków jest knajpa, w wypadku wielu więcej niż jedna bo są jeszcze piętra. A w Japonii knajpa o powierzchni użytkowej 10m2 (2x5m na przykład) nikogo nie zaskakuje… Często jest tak, że jesteśmy w danym miejscu, sprawdzamy na mapie i okazuje się, że przy maksymalnym powiększeniu danej knajpy tam nie ma. No to chcemy dodać, bo fajna – wpisujemy nazwę i dopiero wtedy okazuje się, że oczywiście tam jest tylko Google uznał, że tej akurat nie pokaże…
Kiedy już zaspokoiliśmy głód, wróciliśmy w uliczkę mini-knajpek i barów, do Cafe Bar 196, gdyż wcześniej zauważyliśmy, że można tam dostać kraftowe piwa, whisky i giny! Malutki lokal na chyba 10 osób, gęsto zastawiony butelkami z alkoholem. Przemiły właściciel za barem (władający tylko japońskim), który poproszony o zarekomendowanie japońskiego ginu zaserwował nam cztery przepyszne propozycje, z których dwie butelki chętnie zabrałabym ze sobą do domu i zamierzam ich poszukać w sklepach!
Wszystkie były super! A właściciel zapytany o rekomendację najpierw ustalił czy z tonikiem czy bez, a jak usłyszał że bez to się zastanawiał kilka minut i w końcu nam zaserwował dwa pierwsze. Ten dla mojej małżonki bardziej pasował mi i na odwrót ale poza tym oba bomba. No to poprosiliśmy o jeszcze raz i żeby były podobne. I bałem się, że nam się pan zaciął, bo myślał i myślał, i wybierał i odstawiał, i sykał (jak każdy skonfundowany Japończyk) aż w końcu wybrał i… no jak wybrał! Oczywiście przeprosił, że nie do końca podobne ale wybrał faktycznie znakomicie!
Nastawiliśmy się na to, że czwartek spędzimy w hotelu obserwując, jak wieje i pada…
Opis fontanny bez pudla. Jestem pelna uznania, gdzie i jak wynajdujecie te niezliczone ciekawostki. A przeciez to one sprawiaja, ze Wasze relacje sa niepowtarzalne????.
Ramen podany dzis rodzinie, odziwo zaakceptowany. Beda zatem powtorki:)))
Robert został wzięty pod ambicję, tak od niechcenia chciał sprawdzić, jak to jest z tą fontanną, bo to w końcu taki ważny element architektury w Hiroszimie i jak zaczął szukać, to… nic nie mogliśmy na jej temat znaleźć!… Dopiero na japońskojęzycznych forach pojawiły się szczątkowe informacje, aż dziwne! *^0^*
Super! Ja też ugotuję ramen jak wrócimy, w końcu na jesień i zimę to będzie potrawa jak znalazł, trzeba dopracować formułę! *^v^*
Alkoholowy wpis 🙂 Na zdjęciach widzę kufelek Suntory Whisky, co od razu prowadzi mnie do skojarzenia z filmem Lost in Translation i reklamą Suntory, w której grał Bill Murray 🙂
Czy ja wiem, czy alkoholowy?… Wydawało mi się, że bardziej pociągowy (konik Roberta) i jedzeniowy (o tym zawsze piszemy! *^v^*). Tu we wszystkich knajpach w trakcie dnia na pewno zawsze znajdą się alkohole trzech rodzajów – piwo, highball (słaby drink na bazie whisky, podawany właśnie w kufelku) i sour (słaby drink na bazie shochu, więcej w nich kostek lodu i smakowego wypełniacza niż procentów!). Żeby spróbować innych rodzajów alkoholu, trzeba iść wieczorem do baru, i tak właśnie zrobiliśmy. Szkoda, że nasze głowy i portfele nie pozwoliły nam wypróbować większej ilości ginów, kilka zapowiadało się bardzo interesująco smakowo! ^^*~~