Ponieważ w środę rano opuszczamy hotel i ruszamy na kilkudniową wycieczkę po Japonii, na wtorek wymyśliłam miejsce niedaleko i niezbyt wyczerpujące, mianowicie wyprawę do parku. Japońskie parki są przepiękne! Uwielbiam te wszystkie alejki, ścieżki, stawy, kamienne i drewniane mosty, kolorowe karpie, głazy i klony z miniaturowymi liśćmi!
Po śniadaniu pojechaliśmy na stację Gotanda, gdzie w trakcie przesiadki trafiliśmy na sklep 300 jenowy. Robert kupił nowy chłodzący ręczniczek (bo swojego zapomniał z hotelu…, zresztą ten jest trochę inny, bo z innego tworzywa i ma dołączony słoik z zaczepem) a ja długie na 67 cm rękawki UV cut. ^^*~~
skąd spacerkiem przeszliśmy najpierw przez park Gotanda (ostro pod górę)
przez dzielnicę domów jednorodzinnych i niewielkich wielorodzinnych,
do malutkiego ogrodu NemunoKi. To urocze miejsce w dzielnicy domków jednorodzinnych, z różnej wysokości warstwami roślin – krzewów, kwiatów i drzew.
Potem wciąż przez dzielnicę mieszkaniową
przeszliśmy do parku Ikedayama, gdzie udało nam się trochę schłodzić w gęstej zieleni drzew i krzewów. Niestety, nie zostaliśmy tam długo, bo nadpłynęły czarne chmury a prognoza pogody zapowiedziała burzę z piorunami.
I rzeczywiście, na 50 metrów przez stacją kolejki Meguro dopadł nas całkiem mocny deszcz! Na szczęście w naszej dzielnicy na Kandzie już nie padało. *^v^*
Adress: 5-4 HigashiGotanda, Shinagawa-ku, Tokyo (東京都品川区東五反田5−4)
Godziny otwarcia: 7:30 – 17:00 (lipiec i sierpień do 18:00); zamknięty podczas świąt Nowego Roku 12/29 – 1/3
Wstęp: bezpłatnie
Dojazd: 13 min od stacji Gotanda, Shirokanedai i Takanawadai.
Na obiad poszliśmy znowu na ramen. Tym razem coś, co Robert znalazł w spisie 50 najlepszych ramenów w Tokio – Kikanbo. Zamawiamy danie w automacie, a już w środku decydujemy, jaki stopień ostrości chilli i japońskiego pieprzu chcemy. Ja wybrałam “trochę ostre” a Robert “średnio”. Można to jeszcze podwyższyć do “bardzo” w cenie dania, albo dopłacić 100 jenów i dostać supermegaostry bulion! Makaron był trochę grubszy niż w Hakata Furyu i ugotowany bardziej miękko. Na początek dostaliśmy poczekalnik – marynowane dymki, pycha! A knajpa słynie z tego, że w ramach muzyki puszczają tam japońskie bębny (taiko).
Ciekawostka – obok nas siedział pan, który zamówił najostrzejszą wersję bulionu. Nie założył papierowego śliniaka, wcinał makaron jedną ręką a w drugiej trzymał komórkę i coś sobie na niej czytał, i nie spłynęła mu po twarzy ani jedna kropelka potu!!!…. Profesjonalista!!! *^V^*
Wieczorem wyszliśmy na miasto. Pierwszy przystanek – Muzeum Alkoholu (お酒の美術館), mała knajpeczka na chyba z 10 osób, na stojąco przy barze i dwóch stoliczkach, z dużym wyborem japońskich i innych alkoholi, rzeczywiście chwilami można było poczuć się jak w muzeum, bo stały tam takie retro butelki!… I chyba wielu z tych alkoholi można było spróbować! Pan barman był przemiły i pomocny, a kiedy wychodziliśmy odprowadził nas do wyjścia i żegnał zapraszając ponownie. *^v^*
Potem poszliśmy do baru, który okazał się zamknięty! (ach, ten Obon!) Trzeba było znaleźć inne miejsce i nasz wybór padł na Kushikatsu Arata (串カツあらた 神田店) – bar a alkoholem i drobnymi smażonymi przekąskami. Obsługa mówiła tylko po japońsku ale mają elektroniczny system zamawiania jedzenia po angielsku, więc nie było problemu. Na dzieńdobry dostaje się tutaj porcję siekanej kapusty, co jest jednocześnie poczekalnikiem kosztującym 280 jenów od osoby. W wielu japońskich knajpach typu izakaya tak jest – płaci się “miejscowe”, od 200 do 500 jenów za samo wejście, ale najczęściej dostaje się coś w ramach tej opłaty, tylko raz do tej pory było tak, że była tylko opłata, na pusto. Dokładki kapusty były za darmo i w dowolnej ilości, a smakowała wybornie!
W ogóle jedzenie w tym miejscu okazało się świetne, zamówiliśmy frytki, surówkę z ogórków, smażonego kurczaka oraz wybór najróżniejszych smażonych rzeczy na patyku, m.in. wołowinę, rybkę, ośmiornicę, dynię, ikrę zawijaną w konbu, okrę. No i drinki! ^^*~~ Ponieważ dodałam lokal do moich “znajomych” w komunikatorze LINE, dostałam mojego drinka za darmo! *^V^* W środku przy stolikach wolno palić, z czego Robert chętnie skorzystał. A na koniec pan nam zrobił zdjęcie przed lokalem. *^o^*
Jeszcze kilka zdjęć z Kandy nocą. *^v^*