Leniwa niedziela…

To miała być spokojna niedziela poświęcona na odpoczynek i pranie. I tak się zaczęła – późnym śniadaniem w pokoju, potem odsypianiem sobotniego wieczora, Robert zrobił pranie (mamy w hotelu pralkę i suszarkę na monety) a ok. 14:00 spotkaliśmy się z Michałem na lunch w barze sushi niedaleko naszego hotelu.

Uprzedzam, żeby nie czytać dalej na głodnego, bo będzie dużo zdjęć jedzenia! *^V^* Różnorodność nie pozwoliła mi zapamiętać poszczególnych ryb i owoców morza, w skrócie wymienię tylko: krewetki, krab śnieżny, sajra, ikra, makrela, jeżowiec, przegrzebki, ośmiornica, omlet, mlecz dorsza, itp, itd. Czerwone talerzyki kosztowały 110 jenów (ok. 3,60 zł), najdroższe były niebieskie ze złotym zdobieniem po 480 jenów (ok. 15 zł).

Potem ruszyliśmy spacerkiem na Asakusę i wracając na około do hotelu znowu zrobiliśmy ok. 10 km. A miała to być niedziela na wypoczynek!… Najpierw okolice naszego hotelu.

Potem promenada wzdłuż rzeki Sumida.

I jej przeciwległy brzeg.

Przerwa na loda z zieloną herbatą! ^^*~~

I niespodziewane spotkanie z zawodnikami sumo wychodzącymi z Budokanu. *^v^* Ludzie rzucali się po autografy i robili sobie z nimi zdjęcia.

I prawie wystąpiliśmy w telewizji… Jakieś zawody ważne musiały być, bo telewizja pokazywała same zawody wieczorem w wiadomościach, rankinigi jakieś i te same sceny jakie mamy na zdjęciach. Łapali też oczywiście ludzi pytając ich o coś. Minęliśmy się z kamerą o jakieś 5-10 minut wg. mojej oceny, a że byliśmy jedynymi gaijinami w okolicy to obstawiam, że byśmy w tej telewizji wystąpili…

I widok z drugiego brzegu rzeki.

Powrót na właściwą stronę rzeki (zorientowaliśmy się, że idziemy do Tokyo Sky Tree a nie na Asakusę. ^^*~~

I nie skręcając pod Kaminarimon zawróciliśmy w kierunku naszej dzielnicy.

No pewnie. Byliśmy tam z pięć razy i w ogóle pełno tam turystów zawsze… 🙂

Tak jak wspominałam, po piątkowych 12 km i sobotnich 14 km to miał być dzień odpoczynku, ale się nie udało, bo 10 km nam stuknęło!… *^-^*~~~ Ani chwili odpoczynku na tych wakacjach!

Na koniec pokażę kolację Roberta, który odkrył sposób żywienia idealny – na śniadanie onigiri i kurczak na patyku, obiad różnorodny w zależności od ochoty, na kolację wielowarzywna sałatka z dodatkiem kurczaka. ^^*~~ Tak, zajada ją przy pomocy moich pędzelków *^v^*, bo kupowaliśmy kolację w sklepie spożywczym i samemu trzeba było sobie pobrać pałeczki, jeśli były nam potrzebne, a o tym nie pomyśleliśmy. (jeśli kupuje się tego typu danie w konbini, to sprzedający zawsze wkłada pałeczki do torby razem z zakupami, w spożywczym pałeczki, rurki do napojów, itp. stały przy kasie)

2 thoughts on “Leniwa niedziela…

  1. no my po 2 tygodniach w Sulu to mieliśmy tak przemęczone mięśnie nóg, że jak po powrocie do domu zrobiłam sobie 100 przysiadów, to walczyłam potem przez 4 dni z zakwasami 😉
    swoją drogą, nam się zawsze po wakacjach odkładają pałeczki konbiniowe, bo zawsze ich dostajemy za dużo… ale markety rządzą się zdecydowanie własnymi prawami

    • Wczoraj kasjer w Petit Maruetsu pamiętał, żeby nam przypomnieć o pałeczkach, stoją przy kasie. Ale już byliśmy zaopatrzeni w kilka sztuk ze stujenówki, na wszelki wypadek! *^V^*

Leave a Reply to Katarzyna Rękorajska Cancel reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *