“Tadaima!…” czyli wróciłam do domu

Wbrew rozsiewanym plotkom, że już od 6-go lipca dojazd na lotnisko będzie zupełnie niemożliwy, kolejki do odpraw kilometrowe a kontrole ultra szczegółowe i wszyscy pasażerowie się wszędzie pospóźniają, błyskawicznie odprawiliśmy się i wyruszyliśmy w pierwszy etap podróży, czyli do Helsinek.

07_06_001

Okazuje się, że jak latać do Japonii, to tylko przez Helsinki, to raz! A dwa, że wyłącznie japońskimi liniami lotniczymi! *^V^* Lot trwa 1:40 i mija tak, że zanim się człowiek usadzi w fotelu, naogląda jak zapina się pasy i zakłada maseczkę tlenową sobie i sąsiadowi oraz napije poczęstunkowej herbaty, to już trzeba wysiadać. Jeśli macie pecha, to usiądą za Wami Chińczycy z katarem, którzy zamiast dmuchać nos przez całą podróż wciągają gluty, lecz cóż, nie można mieć wszystkiego, przynajmniej nie było na pokładzie płaczącego dziecka! No, i nie zapominajmy o kluczowej kwestii – od razu lecimy we w miarę właściwym kierunku “do Japonii”, nie cofamy się ani nie robimy zakrętów, które nadkładają drogi i marnują nasz czas.

Port lotniczy w Helsinkach w gruntownej przebudowie, i bardzo już mu się to należy!… Przejścia wąskie, ludzi tłumy, wszystko obficie okraszone Muminkami i produktami z renifera. Powstrzymaliśmy się przed zakupem mięsa niedźwiedzia w puszce i już za godzinę wsiadaliśmy do samolotu JAL w #jedynymsłusznymkierunku, czyli do Tokio! *^v^* W całym samolocie było chyba z pięć osób o europejskich rysach, reszta skośna i biedne japońskie stewardesy musiały losować jak się do kogo zwracać, bo co chwilę było słychać, jak Chińczycy bronią się przed potokiem japońskich słów i proszą o angielski. Czyli oni też sami się nawzajem nie rozróżniają! ^^*~~ (Plusem podróżowania BEZ towarzystwa dużej grupy rodaków jest fakt, że nikt nie robi obciachu i nie klaszcze kiedy samolot wyląduje!…)

07_06_002

Wspominałam, że jeśli latać do Japonii (albo dokądkolwiek w sumie), to tylko japońskimi liniami. Po pierwsze, w klasie ekonomicznej przy najtańszym bilecie mieliśmy do dyspozycji 10 kilo bagażu podręcznego (“A podręcznego pani nie waży?” , “Nie, macie państwo przecież tylko plecaki…”. Hehe, ta pani nie ma pojęcia ile kilogramów mój mąż jest w stanie upchać do tego plecaka! *^W^*), ale też 2 x po 23 kilo bagażu rejestrowanego na osobę! Porównajcie to z ilościami w normalnych liniach lotniczych (o tanich liniach nie mówię, bo wiadomo, tam wolno lecieć z paczą chusteczek w kieszeni…). To pierwszy plus. Drugim było to, że na pokładzie serwowali japońskie piwo oraz zupę miso – ZUPĘ MISO!!! *^V^*  No i trzecia sprawa – w toalecie samolotowej był washlet! *^O^* Tego to się już zupełnie nie spodziewałam.

07_06_003

07_06_004

Dodatkowy komentarz odmężowy:

“Niecałe 13h razem z przesiadką to raz. Dwa to wspomniani współpasażerowie. Ale na komfort podróży JALem wpływa przede wszystkim fantastycznie wysoki poziom obsługi klienta. Stewardesy JAL są kwintesencją grzeczności i zainteresowania potrzebami powierzonych im pasażerów od wyłapania na wejściu do samolotu pary gaijinów (nas) robiących zdjęcia i natychmiastowej propozycji “może zrobić Państwu wspólne zdjęcie” (patrz powyżej) do przechodzenia raz na pół godziny przez całą kajutę z wysoko uniesionym dzbankiem herbaty czy soku by przypomnieć tym co mogli zapomnieć że może zachciało im się pić. O natychmiastowych reakcjach na wezwanie, błyskawicznym dostarczaniu drinków, przekąsek itp. oraz zawsze promiennym i po prostu szczerym uśmiechu nie wspominając. Dziewczyny praktycznie nie siadały przez te 9h lotu, zawsze dwie na warcie (chociaż zmieniały się więc i organizacja dobra). Obserwowanie profesjonalistek przy wyraźnie lubianej przez nich pracy to czysta przyjemność! A do tego JAL ma faktycznie ciut szersze siedzenia w Economy class i odrobinę więcej miejsca na nogi (5cm wg ich danych ale to robi na prawdę znaczną różnicę). Minusy to śniadanie bez polotu i może trochę ograniczony wybór filmów w systemie ale to są naprawdę drobiazgi. JAL jak na razie rządzi!”

Z Helsinek do Tokio leci się tylko 9 godzin, więc kiedy wysiedliśmy na Naricie to czuliśmy się, jakbyśmy wcale nie przebyli tak długiej i zazwyczaj potwornie męczącej trasy (męczącej głównie z powodu długich przesiadek, czekanie jest gorsze niż lecenie!). Pierwsze kroki po odprawie skierowaliśmy na lotniskową pocztę, gdzie czekał na nas zamówiony wcześniej mobilny internet – dzięki niemu możecie na bieżąco podglądać urywki z naszych wakacji na moim instagramie. Potem wizyta w toalecie – musiałam natychmiast zmienić długie spodnie na szorty! Tokijskie lato – 30 stopni i wilgotność powyżej 70%… Przestrzegałam kiedyś czytelników mojego bloga przed wybieraniem się tutaj w lipcu i sierpniu, i teraz sama przyjechałam 7 lipca, no ale my w tym roku nie mieliśmy za bardzo wyboru. I owszem, jest to pogoda radykalna, ale tak wysoka wilgotność powietrza jest łatwiejsza do zniesienia niż suchy upał, przynajmniej dla nas.

Z lotniska Narita trzeba przyjechać do miasta i można to zrobić na różne sposoby – różnymi pociągami albo autobusem, my potrzebowaliśmy dojechać do dzielnicy Setagaya, więc podróżowaliśmy trzema pociągami, przesiadki były szybkie i wygodne a stosunkowo niedrogie – w porównaniu do tej samej trasy np.: bezpośrednim autobusem zapłaciliśmy połowę ceny, a i tak było to niemało. (Nad tokijskim systemem pociągów i metra rozpływałam się już wielokrotnie! *^v^* Nie nad cenami, ale nam wygodą połączeń.) Po południu nadszedł czas na szybki posiłek z konbini i odespanie lotu, bo niestety nie udało nam się zasnąć w samolocie i zgubiliśmy 7 godzin z poprzedniej doby…

07_07_001

A po drzemce poszliśmy na kolację do miasta, zawsze zaczynamy od którejś sieciówki, tym razem padło na bar Sukiya. Możemy tu liczyć na smaczne niedrogie danie obiadowe – ryż z duszoną wołowiną i dodatkami, właśnie trwa sezon na smażonego węgorza i też go można tu zjeść. My postawiliśmy na klasyki – gyuudon, zupa miso, sałatka warzywna, ja dodałam jeszcze porcję natto. *^v^*

I jeszcze kilka zdjęć z nocnego spaceru. Czuję, że znowu dogania mnie wczorajsza nieprzespana noc, tak więc do jutra!

07_07_003

07_07_007

07_07_008

07_07_009

07_07_010

6 thoughts on ““Tadaima!…” czyli wróciłam do domu

    • Chodziło mi o to, że udało nam się przejechać z przesiadkami trasę z Narity do Setagaya szybko i stosunkowo niedrogo – za pół ceny, w porównaniu do ceny NEXa albo specjalnego bezpośredniego autobusu. Oczywiście, że to nie jest niedrogo w ogólnym rozumieniu, dla Polaka wszystko tutaj jest drogie, jak poprzeliczać ceny na nasze pieniądze… *^o^*

  1. W kolejności od spraw najważniejszych do mniej ważnych
    1) Miłej podróży, bawcie się dobrze, pozdrawiamy was serdecznie!
    2) Mężu komentujący – “naprawdę” piszemy łącznie
    3) Przypominam o magnesach na lodówkę. Będę bardzo zobowiązany.
    4) 21.07 nasz kolega Paweł robi piwo pożegnalne. Jeśli będziecie w Polsce, może zajrzysz? Jakby co, daj znać.
    5) Jak to nie kupiliście mięsa niedźwiedzia w puszce? No dobrze, w tamtą stronę można zrozumieć, ale jeśli wracacie tą samą trasą, ko-niecz-nie!
    6) Jeszcze raz, bawcie się dobrze. SMSów nie piszę, roaming kosztuje swoje.

    • Bardzo dziękujemy!
      O magnesach pamiętamy. Wracamy 27 lipca, więc jeszcze nas nie będzie w kraju, jak będzie piwo Pawła. A wracamy inną trasą, zobaczymy, jakie zwierzęta puszkują Francuzi! ^^*~~

  2. Jakby co to my na wszysykich lotach (poza BA) mielismy 2x 23 albo inne ciekawe kombinacje wagowe lepsze niz loty po europie 🙂 a tak poza tym to super , ze dolecieliscie pogoda sprzyja i macie wifi :3 dzielnie sledzikuję twój instagram. Na mieso niedźwiedzie chyba bym sie skusiła, kupilabym w drodze powrotnej ^^

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *