Zacznijmy od śniadania – onigiri z nadzieniem, Robert jak zwykle wybrał smażonego kurczaka oraz onigiri z mieszanki ryżu i kaszy jęczmiennej z dodatkiem bobu i glonów. Zbieram inspiracje dla trójkątów ryżowych, które będę robić w domu po powrocie. ^^*~~ Zauważyliście, że są napisy po angielsku? Lawson wprowadził taką innowację co zapewne jest ukłonem w kierunku obcokrajowców (ostro się przygotowują do olimpiady w 2020 roku!), w 7i na razie nie zaobserwowaliśmy tej tendencji.
Niedzielę spędziliśmy jak każda przyzwoita polska rodzina – na spacerze w centrum handlowym!… *^V^*~~~ Obeszliśmy kilka sklepów, w tym Loft, czyli zbiór mydła i powidła – kosmetyków, przedmiotów do kuchni, łazienki, artykułów papierniczych, miliona pierdółek wszelakich, itp, itd. Dokonałam zakupu sukienki w Uniqlo (zaprezentuję się w kolejnych dniach) oraz podstępnie pozbyłam się torebki ze śmieciami ze śniadania w koszu w damskiej toalecie… Może wyjaśnię w kilku słowach, o co chodzi z tymi śmieciami – w Japonii śmiecie to Twój problem. Nie ma na ulicach koszy na śmieci, zdarzają się pojemniki na puszki i butelki przy sklepach konbini i przy automatach z napojami, ale generalnie jak człowiek wyprodukuje śmiecia to musi go ze sobą nosić i wyrzucić u siebie w domu. Z tym też nie jest tak łatwo, bo z reguły nie ma kontenerów na śmieci pod blokami – śmieci się segreguje, trzyma u siebie w domu i wynosi pod blok w określonym dniu zbiórki tego konkretnego typu śmieci (palne, butelki plastikowe, szklane, puszki, gazety, duże gabaryty, itp). W konbini przeważnie są kosze na śmieci, bo ludzie kupują tu jedzenie i zostają im po nim opakowania, ale niestety w naszym Lawsonie była kartka, że kosz nieczynny. No i zostaliśmy z papierkami i folią pośniadaniową w ręku, stąd moja podstępna pomysłowość… ^^*~~
Japońska ulica w dzielnicy Setagaya:
Kupiliśmy w sklepie lunch i poszliśmy zjeść go na trawce nad rzeką. *^o^* Jak widać wiele osób postanowiło podobnie spożytkować niedzielę – dzieci chlapały się w wodzie po kostki, młodzież w dalszej części terenu grała w baseball, zakochane pary randkowały. ^^*~~
Rozłożyliśmy sobie w cieniu pod drzewem matę piknikową i spożyliśmy zestawy lunchowe.
A na deser poszliśmy na kakigori – to drobniutko kruszony lód zalany syropem, może być z różnymi dodatkami, u nas syrop truskawkowy z mlekiem skondensowanym oraz syrop melonowy. Lekkie, proste w wykonaniu, orzeźwiające i mniej kaloryczne niż lody zrobione na śmietanie i cukrze.
I taka to była nasza leniwa upalna niedziela. Po wczorajszych deszczach wróciło słońce i trzydziestostopniowe upały, i tak ma być przez cały tydzień.
piknikowanie na trawce jest super *^v^*
Chyba to powtórzymy, trzeba zregenerować stopy, dziś zrobiliśmy ok. 15 km pieszo… ^^*~~