Wróciliśmy z Nikko i powoli nadrabiam zaległości blogowe. Widzieliśmy żywe małpy w środku miasta, moczyliśmy się w onsenie i jedliśmy cuda wianki. *^o^* Oraz na własnej skórze odczuliśmy dwa trzęsienia ziemi, które trwały po kilka sekund ale w drewniano-papierowym domku wszystko porządnie się zatrzęsło. Na razie obejrzyjcie kilka zdjęć z deszczowego poniedziałku jeszcze w Tokio, a my na spokojnie ogarniemy miliony zdjęć i napiszemy relacje z wycieczek.
PS.: Żeby się rodzice na martwili napiszę, że żaden komar z parku Yoyogi nas nie ugryzł i nie zamierzamy pojawiać się w tamtejszej okolicy, a w ogóle mamy porządny polski spray antykomarowy, więc denga nam nie grozi!
Wracając do poniedziałku, zacznijmy od śniadania: Robert wynajduje coraz ciekawsze dania w konbini, które podgrzewa obsługa albo robi się to samemu w mikrofalówce w konbini, na opakowaniu jest napisane ile czasu w jakiej mocy to robić. Tym razem była to kiełbaska z ziemniakami, podobno bardzo smaczne! *^v*^
Na Shinjuku umówiliśmy się z Zuzią, naszą polską koleżanką na piwo i ploty, a przed spotkaniem weszliśmy do sklepu Tokyu Hands w celu zakupienia dla Roberta łat do spodni (nie było, kupiliśmy półprodukt w pobliskiej Okadayi), i trafiła nam się przecena na męskie komplety stroju jinbei, czyli bawełniane kurty i spodenki. Robert chciał sobie kupić coś takiego i nawet oglądał już różne wzory kiedy byliśmy w Nakano, a tym razem po prostu sięgnął po jeden z modeli i poszedł z nim do kasy! *^v^* (zdjęcia będą, jak będzie okazja do założenia tego ciucha). Kiedy wysiadaliśmy na stacji Shinjuku, niebo było już zachmurzone, ale jeszcze nie padało.
Budynek zwany przez nas Pałacem Kultury! *^w^*
Ale kilka minut później lało jak z cebra i ulice wyglądały tak:
W oczekiwaniu na Zuzię schroniliśmy się w wejściu do Studia Alta, popularnego domu towarowego z ciuchami i tam trafiliśmy na rybki taiyaki, tradycyjnie smażone z ciasta naleśnikowego, tutaj była nowa odmiana, która podobno świetnie się przyjęła – rybki z ciasta francuskiego. Smakowały fajnie, chociaż inaczej niż zwykle (dobrze, przyznaję, że niestety lepiej i mogłabym je jeść i jeść… ale się powstrzymałam! ^^*~~), jadłam z pastą ze słodkiej fasoli (anko).
Kiedy już spotkaliśmy się z Zuzią, zaczęliśmy od obiadu w barze z ramenem (MaroccanMint, jadłam ten makaron z myślą o Tobie! *^o^*). W obliczu deszczowej pogody i mojego skąpego odzienia – szorty, tank top i cienka bluzka z batystu…) było to bardzo przyjemne doświadczenie!
Potem połaziliśmy po Kabukicho w deszczu.
Taka sytuacja….
I wylądowaliśmy w Kirin Bar na piwku. Ta mrożona piana jest naprawdę smacznym wynalazkiem!
Jeszcze raz Studio Alta w deszczu, nocą.
W poniedziałek wieczorem spakowaliśmy małe walizki, żeby rano wyruszyć na trzy dni do Nikko, ale o tym następnym razem. *^o^*
shinjuku~~uwielbiam je nawet w deszczu.
swoją drogą po pierwszej wizycie w Japonii nauczyłam się na tyle dobrze znosić obecność deszczu, że od tamtej pory nie przeszkadza mi prawie zupełnie spacerowanie, wyprawy na zakupy itp kiedy wokół wala się toto chłodne i mokre coś.
a dobra parasolka to skarb ^_^
i czekam z niecierpliwością (no może z cierpliwością, w końcu macie wakacje) na relację z Nikko :3
Deszcz przy wysokiej temperaturze jest w porządku, ale tego dnia była zmiana pogody i po południu zrobiło się zimno i wietrznie, a ja w szortach i mokrym batyście… ><
można było zahaczyć do uniqlo i kupić jakieś dresiki. Ja zawsze wychodzę z takiego założenia jak idę w okolice sklepów, “najwyżej sobie kupię sweter” :3 choć jeszcze nigdy nie miałam w sumie okazji zrealizować tej groźby hehe
Mogłam założyć kurtkę od jinbeia Roberta, w sumie….. *^o^* Dobre pomysły przychodzą do głowy po czasie!
W deszczu to ja tylko lubię siedzieć w domu i robótkować 😛
Ja lubię spacerować w deszczu, nawet zimną jesienią, ale muszę być ciepło ubrana, brrrr!…. *^v^*