Na niedzielę byliśmy umówieni z naszymi japońskimi znajomymi, ale oczywiście zaczęliśmy do śniadania. Tym razem Nakau i tu niespodzianka – ta sieciówka nie serwuje śniadań… No to trzeba było zamówić coś innego, co by się na śniadanie nadawało – np.: ryż, makaron, jajko (z kurczakiem ^^), sałatkę, zupę miso.
Po śniadaniu pojechaliśmy na stację Takahatafudo, gdzie tuż obok stacji przy lokalnej świątyni odbywał się targ staroci. Nazywał się ładnie “targ antyków” ale prawdziwych antyków chyba zbyt wiele tam nie było, za to było dużo ciekawostek powyciąganych ze strychów i piwnic, niektóre za bezcen (100 – 200 jenów!). Połaziliśmy, pooglądaliśmy, niczego nie kupiliśmy, za to czas spędzony z Eri i Yujim był bardzo przyjemny.
Po spacerze po terenie targu zabrali nas na przejażdżkę samochodem po okolicy, i na koniec odwieźli nas do hotelu. *^v^* A w hotelu już czekali na nas Lena i Wojtek, i poszliśmy na kolację. ^^*~~
Miała być tempura, ale do tempury była duża kolejka, więc ruszyliśmy spacerkiem po Nihonbashi i trafiliśmy do “naszej rybki”, chociaż… To była jakaś inna odmiana tego lokalu, bo nie było wyciągów nad stołami i grillów na stołach, tylko gotowe dania do zamówienia. Szkoda, że angielskie menu, które dostaliśmy do rąk od razu po zajęciu stolika nie zawierało części potraw, były w nim przede wszystkim całe dania/zestawy, a dopiero po tym, jak już się najedliśmy odkryliśmy, że mamy pod ręką na stojaku japońskie menu, w którym można zamawiać na sztuki wybrane smażone warzywa czy rybki… Nauczka na przyszłość – nie zawierzać wyłącznie angielskiemu menu, znamy japoński na tyle, żeby zorientować się w menu izakayi a jakby co, to zawsze jest pod ręką słownik w telefonie do pomocy!
Przynajmniej wołowina z tej pierwszej miski na zdjęciu nie zawiodła – tak smacznej duszonej wołowiny chyba jeszcze nie jadłem a złożyły się na to ewidentnie po równo jakość mięsa i sposób przyrządzenia i doprawienia.
***
Od razu napiszę, że w poniedziałek nic nie robiliśmy. Cały dzień odpoczywaliśmy w hotelu, a wyszliśmy dopiero wieczorem na kolację, ale za to jaką! *^O^*
Wcześniej wybraliśmy sobie bar z pierożkami gyoza, który wyglądał zachęcająco i to był dobry wybór! Zamówiliśmy najróżniejsze odmiany – mięsne i warzywne, smażone, pieczone i z wody, w panierce i bez, do tego edamame, ogórki, kapustkę, bakłażana i smażoną chikuwę (paluszek krabowy). Nie obyło się bez ciepłej sake i zimnych drinków na whisky – highball! ^^*~~
I na koniec przestroga – oto rolada z ciasta biszkoptowego z kremem kasztanowym i bitą śmietaną. Jeśli macie ochotę na deser, który KOMPLETNIE nie ma ŻADNEGO smaku, to proszę bardzo, można takie kupić…..