Prać niestety trzeba, tak więc w czwartkowy poranek wstawiliśmy brudne ciuchy do prania (mamy pralki na monety w hotelu), a sami udaliśmy się na śniadanie. U nas zestawy klasyczne – Robert dzisiaj wziął biggu furanku czyli kiełbaskę na patyku, frytki i surówkę, jakoś tak nietypowo, po europejsku… *^O^*
Za to Wojtek, który jest niesamowicie otwarty na nowe nieznane smaki, wybrał danie o nazwie oden – to bulion z dodatkami, a dodatki wybiera się samodzielnie i przeważnie jest to jakiś rodzaj makaronu, jajka, tofu, gotowane warzywa albo gotowane przetworzone na różne sposoby mięso ryby, coś na podobieństwo naszego “paluszka krabowego”. Tu mamy makaron sojowy, tofu i jajko na twardo.
Ponieważ pół dnia mieliśmy zarezerwowane na pranie, na resztę zaplanowaliśmy połażenie po okolicy i lunch w Kaisen Misakiko na Ningyocho, miejsce które znamy od lat. W handlu widać już jesień, na przykład w takich uroczych dekoracjach przed sklepami jak na zdjęciu poniżej. *^v^* Na Nigyocho spotkamy świetne lokalne sklepy – z piklami albo z waflami ryżowymi sembei, jadłabym wszystko garściami!… ^^*~~
A w barze kaitenzushi było tak:
Czerwone talerzyki kosztowały ok. 120 jenów czyli 4 zł, najdroższe białe – ok. 8 zł (były też droższe, ale takich nie wybieraliśmy bo nic nam z tej oferty nie pasowało). Wytoczyliśmy się najedzeni po czubki uszu i pojechaliśmy trzy stacje dalej na zakupy do stujenówki Daiso. *^v^*
Stujenówka to wiadomo, każdy towar kosztuje 100 jenów (plus 8 jenów podatku), ewentualnie wielokrotność, jeśli jest coś cenniejszego (było kilka towarów po 200, 300, 400 i 500 jenów, pojedyncze przypadki). Niby niczego nie potrzebowaliśmy (oprócz myjki do kąpieli i miętówek… ^^*~~) ale wyszliśmy z torbą pełną Bardzo Przydatnych Pierdółek. *^W^* A na zewnątrz zapadł już zmierzch (który tu, jak wiadomo, zapada około 18:00).
Pozostało nam wrócić do hotelu, zostawić zakupy stujenowe, zaopatrzyć się w kolację i ją spożyć na naszej ławce w parku! *^O^*