Dzisiejsze śniadanie było trochę niewypałem… Kupiliśmy bułkę z warzywnym krokietem i sosem curry (warzywa totalnie przemielone) i bułkę z sosem curry w środku. Bardzo “przemysłowe”, generalnie nie polecamy.
Dziś pojechaliśmy na zwiedzanie ogrodów, jeśli ktoś lubi oglądać dużo zielonego, to będzie zadowolony. Tym bardziej, że akurat jesteśmy w Japonii w okresie pomiędzy czasem kwitnienia różnych drzew i kwiatów (buuuu!….), więc niestety podczas spacerów po ogrodach podziwialiśmy tylko wszelakie odcienie zieleni. Na początek wybraliśmy ogród Kyu Furukawa. To jeden z dziewięciu miejskich ogrodów wpisanych na listę dziedzictwa kulturowego.
Można tam dotrzeć na kilka sposobów, my dojechaliśmy do stacji Kami-Nakazato a stamtąd do parku prowadzi urokliwa droga obsadzona krzewami i kwitnącymi drzewami (tak, te akurat kwitły, w przeciwieństwie do wszystkich innych w parkach…).
Po drodze można zajrzeć do shintoistycznej świątyni Hiratsuka.
I posłuchać cykady minminzemi, dla mnie to dźwięk japońskiego lata. ^^*~~
A oto brama do parku Kyu Furukawa.
URL: Kyu Furukawa (po angielsku)
Na mapie: https://goo.gl/maps/QybMXRukDgk
Cena biletu: 150 jenów
Godziny: 9:00 – 17:00
Dojazd: Linią JR Keihin-tohoku, stacja Kami-Nakazato (i 7 minut pieszo) lub linią Tokyo Metro Namboku, stacja Nishigahara (i 7 minut pieszo) lub linią JR Yamanote, stacja Komagome (i 15 minut pieszo).
Nie ma parkingu dla samochodów.
Ten park jest nietypowy, bo składa się z dwóch części – pierwsza to część w stylu europejskim zaprojektowana na przełomie XIX i XX wieku przez angielskiego architekta Josiah Condora. Składa się z domu i ogrodu różanego.
Uprzedzając pytania – nie kupiłam takiej parasolki, tylko wypożyczyłam przy wejściu do parku, stoją specjalnie dla zwiedzających, żeby mogli się osłonić przed słońcem.
Druga część autorstwa ogrodnika Jihei Ogawa znajdująca się na terenie poniżej to ogród w stylu japońskim. Znajdziemy tu kręte ścieżki, staw, mosty, wodospad, pawilon herbaciany i wybór klasycznie japońskich drzew, krzewów i kwiatów. Ta część ogrodu mnie zauroczyła! Całość położona jest na niewielkim terenie, więc każdy z elementów zajmuje małą powierzchnię, nie tak jak w dużych parkach, gdzie klomby jednego gatunku ciągną się w nieskończoność i jest to przytłaczające. Kyu Furukawa oferuje kompaktową ale spójną i ciekawą przestrzeń, można się w spokoju skupić na każdym elemencie. Dodatkowo polecam odwiedzenie tego parku w dzień powszedni, chodziliśmy po nim praktycznie sami, i to też uprzyjemnia przebywanie wśród zieleni, bo nie trzeba się przepychać z tłumem innych zwiedzających.
I to był ogród Kyu Furukawa. Teraz szybkie uzupełnienie płynów i około kilometrowy spacer przez miasto do drugiego ogrodu. *^v^*
Po drodze trafiliśmy przypadkiem w sklep w którym na miejscu dwie przemiłe panie japonki ręcznie farbowały wszystko (no, nie wszystko, tekstylia głównie ale za to przeróżne) za pomocą indygo. Bariera językowa nie odstraszyła pani sprzedającej, zagadała nas i zamachała (rękami), pokazała jak i gdzie farbują, nauśmiechała się i sprzedała bawełnianą apaszkę. Choć to brzmi jakby było z jej strony jakieś ciśnienie żeby kupić a to nie prawda – kupić sami chcieliśmy, ciśnienie było raczej żeby koniecznie pooglądać! Na tym kawałku trasy biegnącym przez dzielnicę Komagome takich hand-made sklepów było generalnie sporo, choć farbiarnia jedna. Nasz sklep wyglądał tak:
A potem już za chwilę byliśmy w parku Rikugien. Jest dużo większy niż Kyu Furukawa i przyznam, że mniej mi się podobał właśnie ze względu na rozmiary – to zdecydowanie bardziej “park” niż “ogród”, mniej tutaj tajemniczych zakamarków, więcej otwartej przestrzeni, rozległych trawników, szerokich klombów obsadzonych jednym gatunkiem roślin (przeważnie azalią). Nie odmawiam mu uroku, ale jest to doświadczenie innego kalibru i gatunku. Tutaj też były papierowe parasolki do wypożyczenia.
URL: Rikugien (po angielsku)
Na mapie: https://goo.gl/maps/D9xU8jJRDFt
Cena biletu: 300 jenów
Godziny: 9:00 – 17:00
Dojazd: Linią JR/Tokyo Metro Namboku do stacji Komagome (i 7 minut pieszo) lub linią Toei Mita do stacji Sengoku (i 10 minut pieszo)
Za bramą wita nas ogromne drzewo wiśniowe, musi robić ogromne wrażenie w sezonie kwitnienia!
Niedaleko wejścia był mały sklepik z pamiątkami, w którym podawali też jedzenie i napoje. Ucieszyliśmy się na udon z lokalnymi warzywami, niestety okazało się, że o 14:30 już niczego nie gotowali!… >< Zmartwiony mąż napił się jedynie kubeczek amazake (słodkiej niezbyt mocnej sake). ^^*~~
I poszliśmy dalej na spacer po parku.
Na terenie parku znajduje się też pawilon herbaciany, gdzie za opłatą 510 jenów możemy spróbować zestawu herbata matcha i tradycyjne japońskie słodycze (zrobione z pasty z fasoli adzuki i mąki ryżowej, nie mają jakiegoś specyficznego smaku poza słodyczą cukru, ale zawsze przybierają piękne kształty!).
Po wyjściu z parku byliśmy już nieźle głodni, więc wstąpiliśmy do baru, w którym podawali makaron gryczany soba i tempurę. Tego dnia był upał, a zatem posililiśmy się makaronem na zimno (nie serwują go w bulionie tylko na talerzyku i macza się go w sosie).
Za Robertem po prawej stoją butelki sake a każda z nich ma tabliczkę z nazwiskiem klienta, który zapłacił za całą butelkę i zostawił ją do późniejszego wykorzystania. Stoją i czekają, aż właścicielowi najdzie ochota na trunek, przyjdzie i wypije szklaneczkę albo dwie, a resztę dopije innym razem aż do osuszenia całej butli.
Na zakończenie wycieczki uznaliśmy, że skoro jesteśmy już na północy Tokio to może warto skoczyć na moment na Ikebukuro, ot tak chociaż żeby mieć zaliczone bo w końcu “zawsze się tam jeździ”. Skoczyliśmy zatem na stację JR Komagome, do linii Yamanote i ową na Ikebukuro a dalej ruszyliśmy spacerkiem i… okazało się, że trudy ostatnich dwóch tygodni na prawdę dają znać o sobie bo tak na prawdę mamy na dziś już dosyć. A ponieważ zanosiło się na to, że jeśli od razu ruszymy do domu to czeka nas znów podróż w godzinach szczytu uznaliśmy za stosowne nie wracać do JR tylko poszukać trasy alternatywnej która doprowadzi nas do linii metra Hanzomon (dzięki czemu nie będziemy przesiadać się na zatłoczonej stacji Shibuya). W Tokio, szczególnie w części centralnej wyznaczanej przez linię Yamanatoe zawsze jest alternatywna trasa do wyboru, zatem i tak było teraz. Poniżej kilka zdjęć ze spaceru od wspomnianej stacji JR Ikebukuro do stacji metra linii Yurakucho (Higashi-Ikebukuro). Niestety nie udało nam się wypatrzeć ani Celty-san na motorze ani też nikt nie rzucał automatami z napojami… No trudno, może następnym razem się uda? *^w^*
No i to już koniec na dziś.
Kocham tradycyjne japońskie ogrody. Jest w nich jakieś formalne piękno i jednocześnie tajemnica.
To prawda, forma i symbolika jest ukryta w pozornym nieładzie, konieczne jest dotknięcie niedoskonałości dla wyrażenia piękna.
No widzisz, bo Celti jeździ tylko wieczorami 😉
Ech, lubię te japońskie parki i ogrody, zwłąszcza jak się ma jeszcze bento pod pachą, to już w ogóle fajnie jest się w takim parku zbunkrować i porelaksować ^v^
Robert pyta, kiedy w takim razie robi zakupy!… *^v^*
Musimy się jeszcze wybrać na relaksowanie z bento nad rzekę, tylko chwilowo mamy nawrót pory bardzo deszczowej, dziś leje od rana bez ustanku….
przecież w Tokio ściemnia się tak około 19tej (to wtedy zaczyna się ta znana z internetów Tokio nocą), więc ma jeszcze kupę czasu na zakupy ^v^ no albo doktorek jej robi *^v^*
Nie ma wyjścia trzeba na Ikebukuro wybrać się po zmroku :3