Dzisiaj było święto narodowe – Dzień Morza. A skoro tak, to pojechaliśmy nad wielką wodę. *^v^* Do stacji Ofuna dojechaliśmy normalnymi pociągami a stamtąd w dalszą drogę ruszyliśmy monorailem Shonan. To taki pociąg jadący po jednej szynie, w tym wypadku podwieszony za koła pod stalową konstrukcją, pozwalający na komunikację miejską w terenie górzystym i gęsto zabudowanym. Jedzie sprawnie i dość cicho, nie zajmuje miejsca na ziemi, same zalety.
Widoki z pociągu:
Na stacji zrobiliśmy sobie zdjęcia! ^^*~~
Wybraliśmy się na południe od Tokio, do Enoshimy. Jednak tym razem nie wchodziliśmy na wyspę (zrobiliśmy to pięć lat temu), a tylko ograniczyliśmy się do długiego spaceru wzdłuż brzegu oceanu.
Przerwa na regenerację. ^^*~~
Po posiłku ruszyliśmy w dalszą drogę przed siebie. Musieliśmy na chwilę zejść z plaży do drogi i kawałek przebyć chodnikiem, dzięki czemu napotkaliśmy elektryczny pociąg linii Enoden, który zapewnia komunikację pomiędzy stacjami Fujisawa, Enoshima i Kamakura (to te najważniejsze) i obok autobusów jest ważną częścią transportu publicznego.
I za chwilę znowu byliśmy na plaży! *^V^*
Woda nas podmywała i za chwilę byliśmy ochlapani prawie do pasa… *^w^*
Kapelutek niezbędnym wyposażeniem prawdziwego fuma turystycznego! ^^*~~
A tak sierotka próbuje wypłukać piasek z sandałów, dobrze, że nie wywinęłam orła do wody!…
Więcej przydomowych “ogródków”.
Ponieważ zrobił się już wieczór, skierowaliśmy się na najbliższą stację linii Enoden i stamtąd, z przesiadkami, wróciliśmy do domu. Zauważcie, jak blisko są tutaj domy wzdłuż torów, tak się tu mieszka i nikt nie narzeka, bo inaczej się nie da, każdy skrawek miejsca jest na wagę złota.
Nasz obiad w drodze powrotnej na stacji w barze automatowym (wiem, ciągle ostatnio jadamy to samo, co poradzić, że mamy na ochotę na makaron! ^^*~~).
A na deser zrobiliśmy sobie Dzień Dziecka i poszliśmy na lody Baskin Robbins. Korzystam ze smaków, których u nas nie ma, więc wzięłam z herbatą matcha, słodkie z fasoli adzuki i sernikowe z truskawkami. Robert wybrał mangowo-brzoskwiniowe, waniliowe i sorbet pomarańczowy.
A tym się nawadnialiśmy w trakcie dnia podczas spaceru.
A na koniec jeszcze nasza kolacja kupiona w sklepie spożywczym – obydwa dania są na ryżu, do pogrzania w mikrofali. Robert wziął jajecznicę i krewetki w sosie, ja miałam kurczaka w słodkim sosie i duszone warzywa wszelakie. Niby takie gotowce, ale bardzo smaczne.