W piątkowy wieczór Robert z Michałem zrobili sobie męski wieczór na mieście. Do domu około pierwszej w nocy przynieśli garść nocnych zdjęć z dzielnicy Shibuya (nie są zbyt dobrej jakości, bo robione małym kieszonkowym aparacikiem, ale dadzą Wam namiastkę jak jedno z centrów handlowo-rozrywkowych wygląda nocą),
oraz siatkę zakupów. Do prezentu, jaki przywieźliśmy dla Michała z Polski Robert na szybko spreparował zakąskę z lokalnych produktów i impreza trwała dalej. *^w^*
Ja w tych bachanaliach udziału nie brałam, w końcu ktoś musi zapewnić Wam wpisy na bloga z kolejnych dni. Zjadłam sobie kolację w domu, zajęłam się obróbką zdjęć, nadrobiłam zaległości na youtube *^v^*, a jak wrócili imprezowicze, to chwilę z nimi posiedziałam i około 2 w nocy poszłam spać. Kiedy przed siódmą rano wstałam do łazienki, wciąż siedzieli i dyskutowali zawzięcie!… *^w^* Toteż nikogo zapewne nie zdziwi, że w sobotni poranek mieliśmy nieco spóźniony start!
Na szczęście na dzisiaj nie mieliśmy żadnych konkretnych planów poza spacerem do sklepu w okolicy, tak więc powoli wyturlaliśmy się z domu po południu w kierunku dzielnicy Yoga. *^v^*
Po drodze pieseczki do nas machały z samochodu! ^^*~~
Zrobiliśmy sobie przystanek na kawę i pączka w konbini.
Po drodze podziwiałam japońskie umiłowanie do zieleni – nawet, jeśli wokół domu nie ma miejsca na ogródek (zazwyczaj nie ma), to zawsze znajdzie się miejsce na kilka większych lub mniejszych doniczek z roślinami! *^V^*
Po zrobieniu niewielkich zakupów ruszyliśmy w drogę powrotną. Naszym przystankiem pośrednim było sprawdzenie, czy wpuszczą Michała (który ma mały tatuaż) do pobliskiego sento, czyli łaźni publicznej. Już o tym kiedyś pisałam, generalnie do łaźni publicznych, gorących źródeł i na basen nie są wpuszczani ludzie z tatuażami. Wynika to z przekonania opierającego się na długiej tradycji, że jak ktoś ma tatuaże, to jest z Yakuzy, czyli może potencjalnie zakłócić spokój innych przebywających tam zwyczajnych obywateli i mogą się czuć w jego towarzystwie nieswojo. Nie wnikam i nie oceniam reguł panujących w innych kulturach, nie każę im zmieniać swoich zasad wobec obcokrajowców (tak jak japoński rząd, który w ramach przystosowania kraju na przyjęcie obcokrajowców na Igrzyska Olimpijskie w 2020 roku próbuje apelować do właścicieli łaźni i onsenów, żeby przymknęli oko na wytatuowanych gajkokujinów…). Na szczęście w małych rodzinnych biznesach jak ta łaźnia w dzielnicy Yoga właścicielka uznała, że Michał nie jest zagrożeniem i spokojnie może skorzystać z kąpieli. *^v^*
Na obiad zaszliśmy do sieciówki Matsutaka na kotleta w panierce! ^^*~~
I jeszcze kilka obrazków z drogi powrotnej.
Ponieważ ten wpis wyszedł jakiś taki krótki, to dorzucę obrazki z codziennika. Niestety nie mam czasu malować codziennie, chociaż bardzo się staram i kradnę chwile na szkicowanie w pociągach albo gdy gdzieś usiądziemy na chwilę w parku. Nie pomaga mi też notes Derwenta (40 kartek, z gumą, w czarnej pluszowej okładce) – mimo papieru 200 g kompletnie nie nadaje się do akwareli, musi mieć nieodpowiedni skład czy coś takiego… Pod wpływem wody papier się roluje, ściera się wierzchnia warstwa i faluje, a zwyczajny cienkopis czy tusz przebijają na drugą stronę kartki… A ten szkicownik czekał specjalnie na ten wyjazd!… >< Jutro chcę podjechać do sklepu dla plastyków i zobaczyć, czy uda mi się tam kupić porządny notes do farb wodnych, ale raczej już nie zmienię notesu w trakcie wakacji, bo chcę mieć zapis z tego wyjazdu w jednym miejscu, ech…
Jeśli nie chcesz zmienić w trakcie podróży sketchbooka, to może zamień akwarele na jakieś inne medium? Markery odpadają, bo też przebiją w tym Derwencie, ale może kredki albo pisaki (takie jak u nas Stabilo czy Rystor)? Zazdroszczę Ci wizyty w japońskim sklepie plastycznym, widziałam zdjęcia u jakiejś blogerki, mają WSZYSTKO. Czy teraz jest tam jakaś pora deszczowa, czy po prostu tak trafiliscie, że często pada? P.S. zobaczywszy tytuł myślałam, że jogę ćwiczyłaś;)
Już nie chcę kupować kredek, mam ich w domu mnóstwo. Zostanę przy akwarelach, po prostu muszę ich inaczej używać i pogodzić się z tym, że kartki falują, w końcu chodzi o to, żeby została mi pamiątka z tych kilku dni wakacji. *^v^*
To prawda, oni mają w tym sklepie WSZYSTKO. Ale w naszych sklepach też jest bardzo dużo, jeśli nie to samo. Bardzie jest czego zazdrościć, jak się popatrzy na sklepy stujenowe, tam dopiero jest WSZYSTKO do domu, a każda rzecz kosztuje 108 jenów, czyli grosze!… No i Tokyu Hands – podobny sklep ze WSZYSTKIM, tylko w normalnych cenach, ale dział dla kreatywnych jest oszałamiający, mojego męża trudno wyciągnąć z działu obróbki skór – można kupić skóry różnych zwierząt w dowolnych wielkościach, kształtach i kolorach oraz narzędzia do ich obróbki. To tylko namiastka tego, co tam się znajduje, Tokyu Hands ma 7 lub 8 pieter!… *^V^*
Tak, teraz jest końcówka pory deszczowej, jeszcze przez jakiś czas będą deszcze i zachmurzone niebo, oraz super parność, ufffff……