Czasami są takie dni, że człowiek wychodzi z domu i sam nie wie dokładnie, dokąd ma ochotę pójść. Wtedy idzie w miasto, posnuć się po ulicach i pogapić na ludzi, budynki, ulice. Ale człowiek zawsze zaczyna od śniadania. *^v^* Dziś miałam ochotę na kanapkę z szynką i żółtym serem, i słodką bułkę na deser, o! Mąż tradycjonalista pozostał przy ryżu i smażonym kurczaku.
Na początek zajrzeliśmy do lokalnej galerii sztuki, w której właśnie dziś otworzyli dla publiczności nową wystawę – sztuka bardzo nowoczesna i niestety opisana tylko po japońsku, więc ledwo musnęła nasze zmysły i chyba nie do końca zrozumieliśmy, co miała przekazać…
“Amerykański manager”
“Marionetka”
“Niefikcja”
Odurzeni dawką sztuki wysokiej zanurzyliśmy się w sztukę uliczną – pojechaliśmy metrem na stację Omotesando i spacerkiem przeszliśmy tę szeroką reprezentacyjną ulicę o takiej samej nazwie. Kiedyś myślałam, że to takie szczególne w Tokio miejsce, gdzie obok siebie zgrupowano sklepy wielkich światowych marek – Prada, Chanel, Dior, Hermes, itp, itd. Dwa lata temu, kiedy mieszkaliśmy w dzielnicy Kanda przekonałam się, że takich ulic i takich sklepów w Tokio jest wiele w różnych częściach miasta. Oczywiście tutaj nowe miesza się i współegzystuje ze starym, więc nic dziwnego, że tuż obok wieżowca ze stali i szkła napotkamy malutką świątynię buddyjską. *^v^*
Omotesando kończy się przy stacji kolejowej Harajuku – ta malutka stacyjka to jedna z ważniejszych stacji docelowych dla mas turystów i młodzieży podążających na zwiedzanie Harajuku, więc podjęto decyzję o jej rozbudowie, żeby podróżowanie stało się wygodniejsze (na stacji nie ma nawet toalety!…). Jeszcze nie wiadomo, czy stary budyneczek zostanie włączony w nowy kompleks, czy go rozbiorą i zniknie na zawsze.
Żeby tradycji stało się zadość, poszliśmy na Takeshita Dori – ulicę pełną sklepików z ciuchami i gadżetami dla modnej młodzieży i turystów. Tutaj mieści się też czteropiętrowe Daiso – świetnie zaopatrzona stujenówka, w której można się obkupić w przedmioty domowego użytku, których potrzebujecie oraz takie, o których nie mieliście pojęcia, że istnieją i nagle nie wyobrażacie sobie bez nich życia! *^w^*~~~ (wszystko po 100 jenów plus 8% podatku!)
Tokio, miasto, które nigdy nie śpi i nigdy nie przestaje się rozbudowywać.
Skusiliśmy się na naleśniki z nadzieniem z Marion Crepe i niestety…. Zawsze kupowaliśmy je w innej dzielnicy i były bardzo smaczne, a te tutaj, hm…, jakieś takie bez rewelacji.
Naleśniki trzeba było czymś przepłukać. Robert testował pomarańczowy cydr (bezalkoholowy) a ja przypomniałam sobie smak Skala – mieszanki mleka i owocowego napoju gazowanego. Albo mnie zmieniło się poczucie smaku, albo dwa lata temu był mniej słodki i lepszy, hm…
Za to jeśli chodzi o takie nietypowe w Polsce mieszanki mleka lub jogurtu z sokiem owocowym lub herbatą, to poniższe napoje okazały się bardzo smaczne! *^v^*
Zrobiliśmy sobie jeszcze niedługi spacer po okolicy (zaczynała się właśnie burza z piorunami) i dotarliśmy na lunch do sieciówki Matsuya.
Zamówienie standardowe – micha ryżu z duszoną wołowiną, szczypiorkiem i jajkiem w koszulce u Roberta, u mnie mabo tofu na ostro z bakłażanem, do tego zupa miso i surówka.
I po obiedzie poszliśmy na stację metra i wróciliśmy do naszej dzielnicy, zaglądając po drodze do sklepu. Zachciało nam się owoców, więc kupiliśmy kubeczki z sałatką owocową, tanie to nie było, ale smak był IDEALNY! ^^*~~
I wróciliśmy do domu w sam raz, żeby zdjąć z balkonu pranie i przewietrzyć mieszkanie! Kilkanaście minut później lunęło, ale jak!…. Ściana wody trwała za oknem przez dobre dwie godziny, można było siedzieć w półprzymkniętych (bo zacinało zakosami do mieszkania…) drzwiach balkonowych i wsłuchiwać się w deszcz i grę cykad. ^^*~~~
O, Bromba na ścianie! 😉
Tylko nie ma termometra…*^v^*
fajnie by było jakby ten budyneczek został, ale z tych projektów, które już widziałam to się nie zapowiada 🙁 aa lepiej zaopatrzone Daiso jest na Nakano, chyba dlatego, że tam nie docierają takie morza turystów, ale i tak zawsze zahaczamy o to harajukowe ^v^ idę ogarniać dalej mój domek, bo właśnie wróciliśmy na łono bezwietrznej Szwajcarii :3
Dziś wciągnęło nas Can-Do na Odaibie, ciekawe, że do której stujenówki by człowiek nie wszedł, to zawsze wyjdzie z czymś potrzebnym!… *^w^*