Dzisiejsze śniadanie, Robert nie przestaje jeść smażonego kurczaka na patyku! ^^*~~ Co ciekawe, kurczak ten nie jest tłusty, nie powoduje zgagi i w sumie jest bardzo smaczny. Ja z kolei uwielbiam smak tego jogurtu i kupuję go codziennie.
Dzisiejszy wpis zrobił Robert. *^o^*
Pora deszczowa chwilowo przybrała na sile, więc na dzisiejszy dzień wybraliśmy zwiedzanie muzeów. Postanowiliśmy tym razem ruszyć w kierunku przeciwnym niż zwykle, a więc nie do jednego z Tokijskich centrów zlokalizowanych na linii Yamanote lecz na południe, poza granice właściwego Tokio i poza rzekę Tama. Zaraz za nią zaczyna się Kawasaki, część tzw. Greater Tokio ale też w zasadzie odrębne miasto. Jak dotąd byliśmy tam raz, dwa lata temu i tylko w jednym miejscu – salonie gier Kawasaki Warehouse . Niemniej oczywiście Kawasaki ma do zaoferowania więcej i tym razem udało nam się zaliczyć dwie następne atrakcje a przy okazji połazić po prostu po okolicy…
Najpierw zajrzeliśmy do Toshiba Science Museum.
Ta instytucja jak sama nazwa wskazuje jest własnością korporacji Toshiba, zaczem należy się spodziewać iż wszystko co w muzeum opowiedziane zostanie będzie opowiadane z punktu widzenia tej konkretnej firmy. Niemniej oczywiście Toshiba ma dość osiągnięć na swoim koncie by mieć się czym bez naciągania pochwalić więc spodziewaliśmy się ciekawej ekspozycji. Muzeum w pierwszej sali opowiada historię firmy od czasów przedwojennych wyliczając kolejne pierwsze na świecie bądź w Japonii urządzenia stworzone i wprowadzone przez Toshibę na rynek. Lista robi solidne wrażenie a eksponaty ogląda się z przyjemnością. Do tego wszystko jest przynajmniej w podstawowym zakresie opisane po angielsku. Kolejne sale dostarczają niestety nieco mniej wrażeń a to ze względu na fakt, że nie ma tu już eksponatów a jedynie modele i symulatory skierowane głównie do dzieci (w trakcie naszej wizyty szalały tam dosłownie trzy chyba wycieczki szkolne na raz). Modele te trochę na wyrywki a trochę po prostu bardzo ogólnie przedstawiają koncepcje Toshiby w zakresie domów przyszłości, medycyny przyszłości, pozyskiwania energii w przyszłości itp. Dzieci wyglądały jakby bawiły się świetnie, ale na placu zabaw chyba bawiłyby się równie dobrze bo to po prostu żywe dzieci były… A my przeszliśmy przez resztę muzeum dość szybko i bez większego zainteresowania. Niemniej sama wizyta była udana – warto wpaść na godzinkę do części z eksponatami zobaczyć przedmioty życia codziennego i ich rozwój w ramach marki Toshiba. Tym więcej, że wejście jest darmowe a instytucja znajduje się w tym samym kompleksie handlowo-usługowym (Lazona) co sama stacja JR Kawasaki.
Uwaga: warto zapoznać się z anglojęzyczną stroną „jak do nas trafić” [http://toshiba-mirai-kagakukan.jp/en/visit/information/access.htm] bo nie jest to takie łatwe szczególnie, że Lazona jest naprawdę pokaźnych rozmiarów.
Toshiba Mirai Kagakukan
URL: http://toshiba-mirai-kagakukan.jp/en/ (po angielsku)
Na mapie: https://goo.gl/maps/MejgofHHJg12
Cena biletu: za darmo
Godziny: 10:00 – 17:30 wt.-pt., 10:00-18:00 sb.-nd. i święta, pn. zamknięte (więcej na stronach powyżej)
Dojazd: najłatwiej dowolną linią jadącą do stacji Kawasaki, z Tokio właściwego będzie to np. Toukaidou z Shinjuku albo Keihin-Touhoku z Ueno/Akihabara/Tokyo.
Powyższe dane aktualne w dniu naszej wizyty.
W drodze do następnej atrakcji zrobiliśmy postój na lunch w knajpce z ramenem.
Wizyta w Toshiba Museum nie zajęła nam dużo czasu ale też i tak ją planowaliśmy. Korzystając zaś z okazji odwiedzania dziś Kawasaki zdecydowaliśmy, że następnym etapem włóczęgi będzie kolejne muzeum, tym razem skansen na wolnym powietrzu: Minka-en. Nihon Minkaen mieści się a jakże również w Kawasaki ale jeśli piszemy o Kawasaki jako o swego rodzaju podtokijskiej miejscowości to może być to nieco mylące. Dotarcie do skansenu ze stacji JR Kawasaki wymaga jazdy pociągiem z przesiadką lub dłuższym spacerem (nasza opcja) dodatkowo. Nie jest to bardzo daleko, szczególnie przy takiej organizacji transportu jaką Tokio oferuje, ale kilkadziesiąt minut zajmuje.
Ta instytucja jest niejako siostrzanym przedsięwzięciem dla opisywanego przez nas w 2011 Edo-Tokyo Architectural Museum jednak w odróżnieniu od owego skupia się na tradycyjnych domach wiejskich z XVII/XVIII wieku. Obejrzymy tu farmy, składy, domy rybaków, hodowców jedwabników itp. z różnych regionów kraju. Wszystkie te budowle to oryginały przynajmniej w części, pieczołowicie przeniesione ze swoich oryginalnych lokacji i odtworzone z zachowaniem zasad sztuki budowlanej swojego okresu. W Edo-Tokyo można było obejrzeć pełną różnorodność budynków, tu różnice pomiędzy poszczególnymi chatami są zdecydowanie bardziej subtelne i dotyczą detali konstrukcyjnych oraz funkcjonalności pomieszczeń. Innymi słowy w zależności od zapatrywania na świat oglądacza są to 23 prawie takie same chaty albo uczta dla miłośnika architektury tradycyjnej. Ale nawet jeśli nie fascynują nas detale spacer przez muzeum jest naprawdę wart polecenia. Jeśli wejdziemy bramą wschodnią tak jak my to czeka nas nielicha wspinaczka na dość pokaźną górę na której zboczach muzeum jest zlokalizowane. Na mapie Google’a to tak nie wygląda – ot płaski placek zieleni. W praktyce jest to pewne powiedzmy niewielkie wyzwanie (szczególnie w miejscowym upale) – czujcie się ostrzeżeni.
Wspinaczka może być męcząca ale muzeum co krok oferuje przystanki do odpoczynku, część sprytnie zorganizowana w samych chatach. Nie zabraknie nam tu też toalet i automatów z napojami – pełen profesjonalizm! No i jeszcze możemy nazbierać pieczątek, bo tu nie tylko jest obowiązkowa jedna jak w każdym muzeum czy pokrewnej atrakcji ale jeszcze dodatkowe rozsiane przy co ciekawszych chatach. Na spacer przez muzeum warto sobie zarezerwować około 2h.
A, i jeszcze: muzeum w połowie zwiedzania ma też zlokalizowaną restaurację oferującą tradycyjne dania z makaronem sobą i mochi (kluską ryżową). Szkoda, że nie wiedzieliśmy wcześniej i przyszliśmy najedzeni, bo wyglądało to zachęcająco… Natomiast przy zachodnim wyjściu z terenu muzeum zlokalizowany jest warsztat farbowania tkanin. Warsztat organizuje praktyczne zajęcia z farbowania oraz oferuje produkowane przez siebie drobiazgi. My nic nie farbowaliśmy ani nie kupowaliśmy.
[youtube https://www.youtube.com/watch?v=QFpzNxfwM1E]
URL: http://english.nihonminkaen.jp/ (po angielsku)
Na mapie: https://goo.gl/maps/KgdqzvkJXET2
Cena biletu: 500JPY (osoba dorosła)
Godziny: 09:30 – 17:00 (16:30 od listopada do lutego), zamknięte w poniedziałki (więcej na stonach powyżej)
Dojazd: ze stacji JR Kawasaki linią Nambu do stacji Noborito i dalej pieszo około 1.7km lub z przesiadką na linię Odakyu (Odawara), którą możemy podjechać do stacji Mukogaokayuen skąd jest trochę bliżej (1.2km) pieszo. Ta sama linia Odakyu zawiezie nas do/z Shinjuku bezpośrednio. Oczywiście to nie są wszystkie możliwości, tylko przykłady.
Powyższe dane aktualne w dniu naszej wizyty.
Cykady zaczynają grać! *^v^* To podobno oznacza zbliżający się koniec pory deszczowej!
[youtube https://www.youtube.com/watch?v=l7nfkecx5Yk]
Wdrapawszy się na samą górę wyszliśmy wyjściem zachodnim które to wyjście (no, z naszego punktu widzenia bo wejść nim się też da i zwiedzać w dół) wychodzi prosto na kampus uniwersytetu Senshu. Widać też zeń z samej góry teren muzeum sztuki Taro Okamoto [http://www.taromuseum.jp/english/index_english.html] z dość intrygującymi instalacjami. Muzeum już nie zdążyliśmy odwiedzić za to trafiliśmy idealnie w moment gdy rzesze studentów (a może kursantów przygotowujących się do egzaminu, bo w końcu mamy wakacje) wysypały się z budynków uczelni. W związku z tym szliśmy na dół otoczeni ze wszystkich stron jakimiś dwiema setkami młodzieży płci obojej w równym mniej więcej wieku (nie naszym…). A że schodzi się dość długo a droga jest w sumie wąska i jedna tylko to byliśmy na wzajemne towarzystwo skazani przez kilkanaście minut. Towarzystwo z naszego punktu widzenia miłe, ale podejrzewam, że odstawaliśmy od tego tłumu solidnie. A swoją drogą potwierdza się po raz kolejny to, co pokazują w anime: do szkoły musi być pod górkę! W tym wypadku jest tak bardzo pod górkę, że wątpię abym studiując tu bywał na wykładach innych niż inauguracyjne… Dzielne dzieciaki, nie ma co.
W tym miejscu nastąpiła przerwa na pączka i napoje, i zaraz skierowaliśmy się na stację, żeby wrócić do naszej dzielnicy.
Droga na stację…