Trzy lata temu odwiedziliśmy park Kasai Rinkai i jechaliśmy tam z zamiarem wejścia do akwarium. Niestety byliśmy gapy i źle wybraliśmy termin naszej wizyty, bo przybyliśmy tam w środę, kiedy Tokio Sea Life Park jest zamknięty….. Tym razem nie popełniliśmy tego błędu i odwiedziliśmy Kasai Rinkai w sobotę! *^v^*
Od rana była piękna pogoda, świeciło słońce i było bardzo ciepło, więc do parku wybrało się też bardzo dużo Tokijczyków z rodzinami. Śniadanie kupiliśmy w konbini na stacji (która nazywa się tak samo jak park – Kasai Rinkai). Zdążyliśmy zjeść i już pojawili się Michał i Marti, z którymi umówiliśmy się tego dnia na spotkanie.
Akwarium znajduje się w kompleksie budynków na terenie parku a wejście do niego kosztuje 700 jenów. Na wejściu możemy dostać ulotkę z planem i opisem miejsc po angielsku. Do akwarium przylega część wypoczynkowa, są alejki spacerowe, stoliki i krzesła pod parasolami a obok automaty z napojami i lodami, a w środku jest duża sala restauracyjna (na podobieństwo tej w IKEA *^v^*) i sklep z pamiątkami. W ulotce mamy też wyszczególnione godziny karmienia poszczególnych gatunków ryb i pingwinów, a w środku jest kilka interaktywnych atrakcji, m.in. głaskanie płaszczki i krabów, oglądanie preparatów z dziwnymi stworzeniami morskimi, filmy do obejrzenia na komputerach, itp.
Ale najfajniejsze są oczywiście ryby! Nie pokażę Wam zdjęć rekinów i tuńczyków, bo bardzo trudno było im zrobić ostre zdjęcia w ciemnych salach, ale tuńczyki zrobiły na nas największe wrażenie! Mniejsze akwaria też były piękne, pokazywały życie morskie i słodkowodne w najróżniejszych regionach świata i temperaturach wody. Trafiłam nawet na moje ukochane koniki morskie! *^o^*
Na wystawie poświęconej tuńczykowi można było zobaczyć … tuńczyka w puszkach produkowanego w różnych miejscach na świecie! *^w^*
Na zewnątrz znajdował się basen z pingwinami, które wręcz pozowały do zdjęć!
Cała wizyta w akwarium zajęła nam około trzech godzin i było to bardzo dobrze wydane 700 jenów (na osobę). Potem poszliśmy na spacer po parku Kasai Rinkai i znaleźliśmy stoiska z jedzeniem, a ponieważ był już najwyższy czas na obiad, to zaopatrzyliśmy się w takoyaki (smażone kulki z ciasta ośmiornicą w środku) i okonomiyaki (placek z siekanej kapusty, ciasta naleśnikowego i czego jeszcze dusza zapragnie). Na deser jedliśmy kakigori, czyli tarty lód polany syropem owocowym, interesujące chociaż dość “plastikowe” w smaku, ale na pewno orzeźwiające.
Z parku Kasai Rinkai widać Tokio Disneyland, które znajduje się na następnej stacji. Uprzedzając pytania, nie wybieramy się tam, amerykańskie rozrywki w Japonii nas nie interesują.
Po południu połaziliśmy jeszcze nad morzem i po parku, i podeszliśmy do wielkiej karuzeli widokowej, w której za 700 jenów robimy powolutku pełne kółko i oglądamy Tokio z lotu ptaka. Poprzednim razem nie zdecydowałam się na taką przejażdżkę w Yokohamie i tym razem bardzo chciałam spróbować, bo Robertowi marzyła się taka przygoda, ale… Mam lęk wysokości i gdy podeszłam do kółka na 30 metrów i spojrzałam w górę, zrobiło mi się słabo ogólnie i zielono na twarzy. Nie dałam rady, fizycznie nie byłam w stanie zrobić kolejnego kroku naprzód i z ulgą odwróciłam się i poszła z powrotem w stronę parku. Takie rozrywki nie są dla mnie.
Cykady.
Było około 17:00 kiedy pożegnaliśmy się ze znajomymi i zaczęliśmy wracać do hotelu. Ale żeby nie było tak prosto, pojechaliśmy najpierw na stację Tokyo i stamtąd szliśmy sobie na piechotkę. Zrobiliśmy po drodze kilka zdjęć z zapadającym zmierzchu, poniżej kawałek budynku stacji Tokyo, który od czasu naszego poprzedniego pobytu został odnowiony.
I kilka widoków, które uwielbiam i dla nich właśnie przyjeżdżam do Wielkiego Miasta – duuuuuużo stali i szkła! *^0^*~~~ (dzielnica Tokyo to centrum biznesowo-rządowe, stąd nagromadzenie takich wieżowców i eleganckich hoteli.)
Kolację kupiliśmy po drodze w sklepie spożywczym Petit Maruetsu – kalmar smażony, ziemniaczki smażone, kawałki kurczaka smażone (coś ciężka wyszła ta kolacja…), surówka! *^v^* I piwo – White Belg to nowość na japońskim rynku, z aromatów, które powinny być wyczuwalne (kolendra i skórka z cytryny) czuć tylko kolendrę i to azjatycką, a poza tym piwo jest krystalicznie filtrowane i z punktu widzenia Roberta jest to wada bo filtracja zabiera mu dużą część smaku.
Ryby piękne – chętnie bym zwiedziła to akwarium, ale wieżowce okropne 🙁 Nie chciałabym nigdy żyć w takim otoczeniu…
Każdy lubi coś innego, ja bym mogła! *^v^*
oo, tu też nas jeszcze nie było :3 już sobie notuję w kajeciku wycieczkowym~~
niezła jesteś z tymi zdjęciami cykad, ja ich w zeszłym roku nie mogłam za chiny zlokalizować na drzewach, może moje soczewki miały filtr antycykadowy…
Mamy nowy porządny obiektyw, to jego zasługa, kitowym takich zdjęć nie da się zrobić. *^v^*
A to akwarium i park są naprawdę super!
Właśnie się zastanawiałam czy będzie w Disnelyandzie, ja się przed tym długo wzbraniałam ale muszę przyznać, że po wizycie na Florydzie zdecydowanie wybrałabym się do Desineylandu gdybym była w Tokyo.
Nie będziemy, Disney nas wcale nie kręci. Może poszlibyśmy do Disney Sea, gdyby nie cena biletu, która grubo przekracza nasz dzienny budżet żywieniowy na dwie osoby… ><